Lubelskie, Wielkopolskie, a teraz Podkarpackie. Mamy do czynienia z masową odmową pracy przez pracowników publicznych placówek służby zdrowia. W środę pacjentów przestały przyjmować placówki w Rzeszowie i kilku innych ważnych miastach województwa.
Jeszcze nie został ugaszony pożar w lubelskiej służbie zdrowia, w całym kraju trwają twarde potyczki negocjacyjne pomiędzy zbuntowanymi pracownikami szpitali, a kierownictwem placówek, a do walki stanęły kolejne jednostki. Kliniczny Szpital nr 2 im. Św. Królowej Jadwigi w Rzeszowie, Wojewódzki Szpital im. Zofii z Zamoyskich Tarnowskiej w Tarnobrzegu i Szpital Powiatowy im. Edmunda Biernackiego w Mielcu wstrzymały planowe przyjęcia. Powód? Brakuje pielęgniarek – duża część zatrudnionych przedstawiła zwolnienia lekarskie.
Nie ma jednak obaw co do przyjmowania pacjentów w stanie zagrożenia życia. Pracownicy są odpowiedzialni i nie dopuścili do zamknięcia Szpitalnych Oddziałów Ratunkowych. Pozostali pacjenci są przewożeni do innych jednostek w województwie podkarpackim.
Fala buntów objęła m.in. Kliniczny Szpital nr 2 w Rzeszowie – największą placówkę w regionie. Zatrudnieni wskazują, że dyrekcja bez konsultacji wprowadziła szereg niekorzystnych dla nich zmian dotyczących organizacji i warunków pracy. Związki zawodowe podkreślały, że nie odbyły się tej sprawie żadne rozmowy. Po prostu pewnego dnia rzeczywistość zmieniła się na gorszą.
Wkrótce do strajku przyłączyli się pracownicy dwóch innych jednostek z Podkarpacia. W szpitalu wojewódzkim nr 2 do pracy w 2 lipca nie przyszło 186 pielęgniarek na 905 zatrudnionych, 116 położnych i 85 fizjoterapeutów; w Tarnobrzegu 70 pielęgniarek na 364 zatrudnione. Natomiast w szpitalu powiatowym w Mielcu od 29 czerwca nie stawiło się 135 pielęgniarek na 437 zatrudnionych. Wszystkie dostarczyły zwolnienia lekarskie, większość z nich dotyczy krótkiej nieobecności – trzech dni.
„Karetki cały czas pracują i jest zabezpieczone leczenie tych nagłych przypadków. Szpitale funkcjonują w tzw. systemie ostrym, a więc nie przyjmują pacjentów planowych, wstrzymują planowe, nie zagrażające życiu, operacje” – powiedział Władysław Ortyl, marszałek województwa.
Spór zbiorowy między dyrekcją i związkami zawodowymi trwa w rzeszowskim szpitalu od marca – związkowcy domagają się zwiększenia zatrudnienia w poszczególnych grupach zawodowych, płatnych urlopów szkoleniowych i podwyżek. Obecnie zarządzający placówką zachęcają pacjentów, by do czasu zakończenia protestu korzystali ze świadczeń w innych jednostkach z uwagi na utrudnienia w postaci przesunięć terminów zabiegów. Dyrekcja rozważa ponadto możliwość łączenia niektórych oddziałów i zapewnia, że w razie potrzeby umożliwi transport chorych do sąsiadujących szpitali.
Rozpoczęły się represje ze strony zarządców. W Mielcu dyrekcja złożyła doniesienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez personel, który nie stawił się w pracy. Zdaniem szefostwa doszło do narażenia pacjentów na niebezpieczeństwo utraty zdrowia i życia, a także o możliwość wymuszenia świadczeń związanych z przebywaniem na nieuzasadnionym zwolnieniu lekarskim. Pracownicy zapewniają, że to niedorzeczność, a wszystkim potrzebującym udzielana jest pomoc, albo są kierowani do innych placówek.
Co zamierzają zrobić dyrekcje? Na razie apelują o zakończenie protestów i powrót do pracy. Zaznaczają jednak, że spełnienie postulatów pracowników nie wchodzi z rachubę. Wszystko wskazuje na to, że to dopiero początek batalii.