18 października o 5:00 ma się rozpocząć strajk, który wisi w powietrzu od wiosny bieżącego roku. Forma będzie klasyczna – pracownicy nie stawią się do pracy. Strajk ma być prowadzony, jak mówi przewodnicząca Monika Żelazik, do skutku.
Czego domagają się pracownicy LOT? Likwidacji aneksów do regulaminu wynagradzania, wprowadzonych osiem lat temu. Obecne zasady zmuszają ich do pracy bez względu na okoliczności, takie jak choroba. Każdy dzień absencji wiąże się z utratą części pensji. W efekcie członkowie personelu stawiają się w firmie z grypą, a piloci prowadzą maszyny, kiedy powinni leżeć w łóżkach. Związkowcy żądają również przywrócenia do pracy Moniki Żelazik, Związku Zawodowego Personelu Pokładowego i Lotniczego, która w czerwcu została dyscyplinarnie zwolniona.
„Prezes Rafał Milczarski konsekwentnie odmawia przywrócenia do pracy Pani Moniki Żelazik, przewodniczącej Związku Zawodowego Personelu Pokładowego, mimo iż Państwowa Inspekcja Pracy uznała, że zwolnienie jej odbyło się z naruszeniem przepisów prawa pracy. Sytuacja ta jest nie do zaakceptowania przez stronę społeczną i wymaga stosownej reakcji” – czytamy we wspólnym komunikacie Związku Zawodowego Pilotów Komunikacyjnych oraz Związku Zawodowego Personelu Pokładowego i Lotniczego.
Jak na informacje o strajku zareagowało kierownictwo? Tak jak w analogicznych sytuacjach w maju i wrześniu, kiedy związkowcy również planowali strajk. Przedstawiciele zarządu zapewniają, że żadnego strajku nie będzie, bo referendum strajkowe, w którym pracownicy dali zielone światło na zaostrzenie protestu, według kierownictwa było nieważne. Adrian Kubicki, rzecznik PLL LOT, powiedział, że strajk „nie ma podstaw legalności”.