Mam do Pani kilka pytań, związanych z głośną ostatnio sprawą uchodźców z Syrii. Powiedziała Pani, że „jako chrześcijański kraj” musimy wyciągnąć pomocną dłoń do mieszkających tam chrześcijan. Po pierwsze, interesuje mnie, jak będziemy sprawdzać wyznanie przyjmowanych osób? Mam dla Pani kilka propozycji, skromnie powiem, że nie wpadłam na nie sama, zainspirowała mnie historia ziem polskich, zwłaszcza lat 40. poprzedniego stulecia. Niestety, nie wszystkie da się zastosować; odradzam np. recytację pacierza – może się okazać, że „Ojcze nasz” po arabsku nie zabrzmi tak swojsko. Za to podpowiem Pani, że muzułmanie, podobnie jak ci, których 75 lat temu chciano oddzielić od zdrowej katolickiej tkanki, praktykują obrzezanie mężczyzn. Wystarczy zajrzeć w spodnie i już wiemy, czy nasz uchodźca zasługuje na bezpieczne życie, czy też nie! Szczerze mówiąc, nie mam pomysłu na kobiety. Niestety, syryjskie muzułmanki nie różnią się wyglądem od chrześcijanek – nie mają większych nosów, uszy nie układają im się w szóstki, pozdejmują te chusty i nijak nie będzie wiadomo. Najtrudniej będzie z dziećmi, a to – nie wiem, czy Pani wie – ponad połowa wszystkich uchodźców z Syrii. Może się okazać, że niektóre, te całkiem małe, same jeszcze nie wiedzą, czy należy im się katolicka pomoc czy nie!
Oczywiście, doceniam fakt, że nie dała się pani eurokołchozowi i nie zamierza wpuścić więcej niż 1500 osób. Chrześcijanie czy nie, nie bardzo mi się ci Syryjczycy podobają, wie Pani, jak to jest – przy takiej ciemnej skórze to nigdy nie wiadomo, czy nie brudny. Dobrze powiedział ten Pani kolega Trzaskowski – a to wiadomo, czy się zasymilują? Pozdrawiam Panią bardzo serdecznie, cieszę się, że stoi Pani na straży wiary i polskości.
PS. Ostatnio w Kościele znowu czytali tę opowieść o dobrym Samarytaninie. Uwierzyłaby Pani, że Samaria leży teraz w Autonomii Palestyńskiej? Świat schodzi na psy.