Site icon Portal informacyjny STRAJK

Dziecko Rosemary

Telewizja Polska, jest, jakby nie patrzeć, spółką skarbu państwa. Oczywiście, w Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji zawsze głos decydujący miała opcja będąca akurat przy władzy. TVP i Polskie Radio zawsze w jakiejś mierze były związane z wizją rządzącej ekipy i w tym sensie uprawnione są sądy, jakoby od zawsze media publiczne służyły jako narzędzie walki z opozycją. Uważam jednak, że obecna sytuacja jest absolutnie bezprecedensowa i jakiś sprzeciw – choćby bojkot (zarówno ze strony widzów, jak i zapraszanych gości) należy wyrazić, gdy na naszych oczach za publiczną kasę wykluwa się przerażający niczym dziecko Rosemary potomek Telewizji Trwam i Republiki – z tymi samymi ludźmi na pokładzie, tym samym agresywnym językiem, tą samą narodowo-katolicką narracją.

Z TVP Info wyleciał właśnie lewicowo-liberalny dziennikarz Marcin Celiński. Nie to jest jednak najważniejsze, jakiej był proweniencji, a to, czemu pożegnał się z programem, do którego współprowadzenia go zaproszono. Celiński postanowił porozmawiać w studiu z Tomaszem Piątkiem z „GW”, który wyciągnął Antoniemu Macierewiczowi dawne powiązania z Robertem Luśnią. Dostał jednak komunikat, że odcinek nie zostanie wyemitowany, on zaś powinien był tego dnia zająć się Brexitem jako tematem przewodnim. Tu TVP wykazała się nie tylko naiwnością („afera Macierewicza” zdążyła już rozgrzać internet i zaistnieć w przestrzeni medialnej), ale pokazała również, że każda rysa mogąca pojawić się na polityku partii rządzącej będzie natychmiast wycierana gumką cenzury. Ingerując w swobodę twórczą autora programu, a potem dziękując mu za współpracę, podwładni Jacka Kurskiego kolejny raz zachowali się wbrew wszelkim zasadom radzenia sobie z kryzysami w mediach. Inteligentny widz doceniłby próbę podjęcia polemiki z Piątkiem. Była to również idealna szansa, aby z tego balonu – nie oszukujmy się – nadmuchanej afery z szukaniem absurdalnych powiązań między dawnymi znajomymi spuścić nieco powietrza.

To jednak jednostkowy przypadek. W mediach publicznych nastanie jeszcze większa poruta. Prezydent podpisał ustawę o Radzie Mediów Narodowych. O co chodzi? O totalne upolitycznienie, w biały dzień, bez najmniejszego choćby poczucia wstydu – podobnie jak w przypadku wyborów do Kolegium IPN, gdzie nie załapał się ani jeden kandydat opozycji. Uznano, że ich życiorysy nie mogą być nawet w połowie tak piękne jak krewnych i znajomych Prezesa. Już teraz mówi się o tym, że Rada ma na jesieni powołać nowe rady nadzorcze telewizji i radia. Niechybnie dziennik, serwis PAP i IAR zaczną przypominać komunikaty ku czci wodza płynące z Pjongjangu.

Chodzą słuchy, że przewodniczącym Rady ma zostać Wojciech Reszczyński – współtwórca „Wiadomości” TVP po 1989 roku i zarazem największy ich krytyk, twórca radia Wawa, człowiek kompetentny i znający środowisko mediów. W pewnym momencie skręcił jednak w stronę prawicowej ideologii tak mocno, że zabronił w Polskim Radiu opublikowania wspomnienia o zmarłym pisarzu Aleksandrze Sołżenicynie. Dziś wykłada w szkole ojca Rydzyka, jest we władzach Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Współpracuje z Tomaszem Sakiewiczem i Ewą Stankiewicz. To kandydat idealny, bez reszty zafiksowany na prawicowy przekaz, w ideologicznym szale.

Media publiczne są warte mszy i tego, żeby za nimi płakać. To olbrzymia struktura, mogąca zaoferować przyzwoity poziom kulturalnego, choćby konserwatywnego przekazu. Na naszych oczach zmienia się w zbieraninę nawiedzonych kaznodziejów z politycznego nadania.

Exit mobile version