Egipski internet jest oburzony wczorajszą decyzją sądu: zapadła ona w Światowy Dzień przeciw genitalnemu okaleczaniu kobiet, prawdziwą plagę o zasięgu globalnym. Bardzo nieumiejętnie przeprowadzony zabieg doprowadził do śmierci 12-letniej Nady, co skończyło się mandatem dla ginekologa. Niestety, w ten sposób ginie wiele dziewczynek i kobiet.
Zwyczaj wycinania dziewczynkom łechtaczek, rozpowszechniony w krajach afrykańskich (głównie subsaharyjskich) i wśród imigrantów z tych krajów w Europie, oraz w kilku krajach Azji i Ameryki Południowej nie ma znaczenia religijnego, więc nazywanie go „obrzezaniem kobiet” jest niewłaściwe. Nie tylko na wsiach panuje przekonanie, że dziewczynki stają się potem „spokojniejsze” a kobiety „skromniejsze” i „wierne”.
W Egipcie 12-letnia dziewczynka zginęła na skutek krwotoku, po zabiegu, który wiejski ginekolog wykonał sam w swoim gabinecie, bez pielęgniarki i bez zabezpieczenia przed niekontrolowanym upływem krwi. Lekarz został aresztowany na kilka dni po skardze rodziców, lecz wyszedł po zapłaceniu mandatu sądowi w Manfalut na południu kraju. Teoretycznie w Egipcie takie kaleczenie kobiet jest zagrożone karą do siedmiu lat więzienia, lecz b. rzadko stosuje sie ten przepis. W większości krajów świata taki zabieg nie podlega żadnej karze.
Według raportu Unicefu z 2016 r., ok. 200 milionów kobiet rocznie staje się ofiarami okaleczania, w tym ok. 45 milionów małych dziewczynek. W Egipcie nierzadko przeprowadza się nie tylko wycięcie łechtaczki, lecz całości mniejszych i większych warg sromowych i zaszywa się waginę z pozostawieniem małego wyjścia dla krwi miesięcznej, co się nazywa „faraońskim zaszyciem”. Jego celem ma być zachowanie dziewictwa dla przyszłego męża.
Żadna z religii monoteistycznych nie nakazuje okaleczania kobiet. Zabobon ten wywodzi się jeszcze z czasów, gdy panowały religie animistyczne i inne, lecz trudno ustalić, czy miały z nim bezpośredni związek. Walczą z nim organizacje międzynarodowe i niektóre kraje, lecz pozostaje trudny do wykorzenienia.