Dzisiejszy palestyński „Dzień Gniewu” przeciw decyzji Stanów Zjednoczonych o uznaniu Jerozolimy za stolicę Izraela skończył się kolejnymi ofiarami wśród miejscowej ludności. Wojsko izraelskie strzelało do manifestantów kulami gumowymi i prawdziwymi zabijając jedną osobę i raniąc kilkaset, w tym kilkadziesiąt ciężko. Do manifestacji doszło zarówno w okupowanej Jerozolimie, jak i w Strefie Gazy i na Zachodnim Brzegu Jordanu.
W Ramalli, Betlejem, Hebronie (Al-Chalil), Napluzie część manifestantów starła się z wojskami okupacyjnymi rzucając kamienie w kierunku izraelskich wozów opancerzonych. Izraelczycy odpowiadali gazami łzawiącymi bądź strzelali. W niektórych miejscach agenci izraelscy, przebrani za manifestantów i rzucający kamieniami, po wystrzale granatu hukowego wyciągali broń i aresztowali Palestyńczyków. Gdzie indziej, jak w Strefie Gazy, gdzie tłum Palestyńczyków próbował obrzucić kamieniami ochronę betonowego muru, za którym ich zamknięto, Izraelczycy otworzyli ogień.
W Jerozolimie (Al-Kuds) 30 tys. osób przyszło na Esplanadę Meczetów z palestyńskimi flagami, by wyrazić swój protest. Do podobnych manifestacji doszło w Jordanii, szczególnie w Ammanie, przed ambasadą amerykańską. Skandowano „Precz z syjonistyczną ambasadą w Jordanii!”. Tym niemniej wszystkie te protesty nie przybrały proporcji, których obawiano się po decyzji Trumpa.
Jednocześnie wzrastają nastroje antyizraelskie. Według ostatnich sondaży, 45 proc. Palestyńczyków nie wierzy już w proces pokojowy odrzucany przez Izrael, i uważa, że tylko powstanie ludowe może rozwiązać konflikt. Trzy miesiące temu ta część Palestyńczyków była mniejsza o 10 proc. Amerykańskie zaprzeczenie palestyńskiej tożsamości wschodniej Jerozolimy z pewnością miało wpływ na tę radykalizację.