45 prezydent Stanów Zjednoczonych będzie musiał zmierzyć się z gigantyczną polaryzacją społeczną, której miniona kampania stała się wyrazem.
Już pierwszego dnia po wyborach w wielu miastach USA doszło do wielotysięcznych demonstracji niezadowolonych z ich wyników. W Seattle doszło nawet – amerykańskim zwyczajem – do strzelaniny. W pobliżu jednej z manifestacji przeciwników Donalda Trumpa nieznany mężczyzna otworzył ogień z broni palnej i ranił pięć osób. Wszyscy postrzeleni trafili do szpitala, jedna z ofiar jest w stanie ciężkim. Z relacji amerykańskich mediów i cytowanych przez nie policjantów wynika, że sprawca mógł działać z pobudek politycznych i zdecydował się na taki krok, gdyż jest gorliwym stronnikiem Trumpa. Policja wciąż poszukuje mężczyzny.
Pod hasłem „Trump – nie mój prezydent” demonstrowano także w Nowym Jorku. Ludzie zbierali się spontanicznie na Manhattanie. Przeszli tłumnie słynną Piątą Aleją w kierunku Trump Tower. Część manifestujących przeprowadziła wiec w parku nieopodal.
Przeciwnicy nowego prezydenta zgromadzili się także w Chicago, również przed jedną z posiadłości republikańskiego miliardera – Trump International Hotel and Tower. Skandowano głównie antyrasistowskie hasła.
Demonstracje odbyły się także w Waszyngtonie, Filadelfii, Portland i Austin – stolicy stanu Teksas. Liczyły od 700 do 3 tys. osób. W campusach wielu amerykańskich uniwersytetów przeprowadzono anty-Trumpowskie wiece. Największy z nich w Berkeley w stanie California.