Site icon Portal informacyjny STRAJK

Faszyzacja Polski to nie mit

facebook.com/osrodek.monitorowania

Gdy w 2018 r. wrocławskie Społeczne Forum Wymiany Myśli zorganizowało debatę pt. „Faszyzacja – mistyfikacja czy realne zagrożenie”?,  wiele osób (nawet ze środowisk lewicowych) karciło nas za przesadę oraz „wywoływanie wilka z lasu” (w domyśle – wilka nieistniejącego). Tymczasem w przeddzień kolejnej rocznicy wprowadzenia w Polsce stanu wojennego Twitter zmroził wpis, jakiego dokonał szacowny demokrata, liberalny polityk, współpracownik Tadeusza Mazowieckiego i prominentny działacz proeuropejskiej Unii Wolności Waldemar Kuczyński.

Tak samo przynajmniej częścią opinii publicznej wstrząsnęła haniebna wypowiedź pracownika naukowego jednego z oddziałów IPN-u, dr. Wojciecha Muszyńskiego, znanego już wcześniej jako apologeta polskich nacjonalistów, a tym razem żałującego, że nie jesteśmy w Chile w r. 1973 i nie można zrzucić członków partii Razem do oceanu.

Cały cywilizowany świat uważa od dekad juntę Pinocheta za jeden najbrutalniejszych, najbardziej morderczych reżimów, jakie w II połowie XX wieku rządziły w Ameryce Łacińskiej, nawet jeśli konkurencja była zacięta. Jak widać intelektualne gnicie polskiego tzw. demoliberalnego mainstreamu postępuje w oszałamiającym tempie. Tu pochwały dla Pinocheta, tu uśmiechy do Bandery i Szuchewycza (bo byli antyradzieccy i antyrosyjscy), tu przymykanie oczu na admirację dla Janusza Walusia. Strach się bać, co te samozwańcze tuzy politycznej refleksji jeszcze wymyślą. Ale żeby nie było, iż te mody na historyczne zamordyzmy są wytworem dzisiejszej sytuacji związanej z władzą PiS-u przypomnieć warto, że już w 1999 r. do chorego Pinocheta pojechali prominentni przedstawiciele polskiej prawicy: poseł AWS-ZChN Michał Kamiński (dziś – PO), członek KRRiTV Marek Jurek i redaktor naczelny „Życia Warszawy” Tomasz Wołek. Wręczyli mu w uznaniu zasług dla cywilizacji chrześcijańskiej i europejskiej ryngraf z Matką Boską od Polski i Polaków. W grudniu 1998 r. tenże Michał Kamiński zwrócił się z trybuny sejmowej do posłów SLD: „Jak na was patrzę, panowie, to wiem, że o generale Pinochecie nie trzeba mówić, tylko go trzeba naśladować ”. Zaś w programie telewizyjnym „Polityczne graffiti” Marek Jurek stwierdził, iż „…Pinochet uchronił Chile przed losem komunistycznej Kuby i za to powinniśmy mu być wdzięczni”. Jurek bagatelizował ofiary pinochetowskiego terroru, stwierdzając, że „większość zamordowanych to komuniści albo członkowie ich rodzin”. Porcja nienawiści w tych słowach sprzed 20 lat jest nie mniejsza niż we współczesnych enuncjacjach Kuczyńskiego i Muszyńskiego. I co – dalej trzeba chować głowę w piasek?

Dlaczego jednak większość Polaków dziś, prawie 40 lat po karnawale „Solidarności” (która niosła przecież określone idee i przesłanie), bezrefleksyjnie podziela takie poglądy albo na nie przyzwala? Nie protestuje, nie chodzi na rachityczne manifestacje antyfaszystowskie i antymilitarystyczne? Gdzie są dziś humanistyczne przymioty, o których kiedyś tyle mówiono? Jeśli nawet ktoś traktował je poważnie, to zabiła je bezwzględność systemu korporacyjnych zależności i relacji interpersonalnych. Przez 30 lat bez mała gros mediów – i nie ma tu różnicy, czy to media publiczne czy komercyjne – dokonywało manipulacji na świadomości Polek i Polaków. Siłą wmawiano nam, że drogą do sukcesu jest rywalizacja, konkurencja, wspinaczka w hierarchii społecznej kosztem głupich i niezaradnych, tych, co nie widzą wędki rzuconej im przez ten wspaniały, oczekiwany przez wszystkich, system. Stąd wynikają rady typu: zwolnij się, weź kredyt, załóż firmę, bądź konkurencyjny. Bezwzględna konkurencja i ciągła rywalizacja niszczy w człowieku człowieka, zawęża jego myślenie do potrzeby posiadania kolejnych dóbr. Pozostaje tylko kult prywatnej własności, której ciągle trzeba bronić przed tymi innymi, gorszymi, leniwymi i niezaradnymi. Stąd do umiłowania faszystowskiego porządku jeden krok. Dlatego m.in. największą popularnością faszyzm w Niemczech (ale i we Włoszech też) cieszył się w klasie drobnych przedsiębiorców, rzemieślników-wytwórców czyli klasycznego drobnomieszczaństwa. W demokracji liberalnej, którą dopada kryzys, kapitał boi się „ludu” i wtedy faszyzm może dochodzić do władzy.

Exit mobile version