Do bijatyki i chaosu doszło wczoraj na pierwszym, wielkim mityngu wyborczym francuskiego ultranacjonalisty Erica Zemmoura. On sam został ranny, jak i niektórzy dziennikarze. Prokuratura wszczęła śledztwo. Kampania przed kwietniowymi wyborami prezydenckimi zaczyna się pod znakiem przemocy.
63-letni Eric Zemmour, wcześniej publicysta w oligarchicznych telewizjach i eseista polityczny, syn żydowskich imigrantów z Algierii, którego głównym postulatem wyborczym jest walka z imigracją z Afryki, został wczoraj ranny w przegub, gdy zaatakował go mężczyzna z radykalnej lewicy. Zemmour, praktykujący żyd, gorący syjonista i jednocześnie twardy nacjonalista francuski sytuujący się daleko na prawo od Marine Le Pen, zmierzał na główną scenę, gdy atakujący próbował go obalić.
W hali w Villepinte (dalekie, wschodnie przedmieście stolicy Francji) było ok. 15 tys. zwolenników Zemmoura, kiedy przy końcu widowni wstali nagle w bluzach z literami dającymi napis „Nie rasizmowi”, co szybko wywołało mocno niechętną reakcję zarówno innych widzów, jak i ochrony mityngu.
Na niektórych zdjęciach widać, jak zwolennicy Zemmoura atakują kobiety przeciwne rasizmowi. W końcu wywleczono wszystkich członków stowarzyszenia SOS Rasizm, którzy protestowali na zewnątrz.
Na ogół komentatorzy francuscy uważają, że pierwszy mityng Zemmoura był jego sukcesem: dopisała publiczność, a sam kandydata na prezydenta wygłosił przemówienie, które porwało słuchaczy. Zemmour ogłosił powstanie swojej partii o nazwie „Reconquête” (Odzyskanie, ponowny podbój), co ma być aluzją do hiszpańskiej Rekonkwisty, tj. wyrzucenia Maurów (Arabów) z południowej części półwyspu Iberyjskiego. Jako publicysta, Zemmour proponował deportację z Francji wszystkich imigrantów z Afryki, zarówno Arabów, jak i czarnoskórych. Zajmuje na razie trzecie miejsce w sondażach, za Macronem i Le Pen (oboje z prawicy).