W Paryżu i blisko 160 miejscowościach Francji doszło dziś do manifestacji na wezwanie lewicowego związku zawodowego CGT. Dołączyły inne związki, choć kryzys sanitarny i obostrzenia utrudniają organizację protestów. „Naszym zdaniem nie wolno rezygnować z walki o miejsca pracy i poprawę warunków zatrudnienia w imię pseudo-jedności narodowej przeciw covid-19” – mówił szef CGT Philippe Martinez.
„Rząd nam mówi, że to nie czas na społeczną wiosnę. Wprost przeciwnie” – dodał Martinez. Na jego wezwanie stawiły się grupy ciężko dotknięte szkodami ubocznymi obostrzeń sanitarnych – studenci, energetycy, nauczyciele, pielęgniarki, artyści. W Paryżu ok. 20 tys. osób przeszło z Placu Republiki na Nation za wielkim transparentem „Praca, płace, czas pracy, emerytury… wróćmy do kwestii socjalnych!”. Mélanie Luce, szefowa związku studenckiego UNEF apelowała o „odpowiedź na prekariat studencki”: „Studenci nie mają co jeść, gdzie mieszkać, jak się ogrzać, to ekstremalna sytuacja.”
W Marsylii defilował głównie personel szpitalny – „Jesteśmy wykończeni. Epidemia trwa już rok, a nic poważnego nie zostało zrobione, by wzmocnić środki szpitali. Wprost przeciwnie, likwidują kolejne łóżka” – przemawiał pielęgniarz Grégory Fontaine, związkowiec z miejscowego szpitala. W Bordeaux Franck Dole z nauczycielskiego CGT mówił o skandalu „miliardów podarowanych wielkim właścicielom, związkom pracodawców i koncernom” oraz o „setkach tysięcy zwykłych ludzi do zwolnienia”.
CGT i związki skupione wokół niego domagają się polityki „relokalizacji przemysłowej”, tj. zastopowania delokalizacji przedsiębiorstw, które powodują bezrobocie, „rozwoju usług publicznych” i zakazu zwalniania z pracy w przedsiębiorstwach pobierających pomoc publiczną, „przede wszystkim, gdy ciągle mają zyski”. Niektóre związki, jak Walka Robotnicza (FO), nie wzięły udziału w tej mobilizacji, bo „teraz się nie uda”. „Ale nie mogliśmy nic nie robić” – argumentują ludzie z CGT. Mają nadzieję, że efekt kuli śniegowej wzmocni walkę społeczną.