Minionej nocy reprezentanci trzech związków zawodowych francuskich policjantów wyszli z negocjacji z rządem raczej zadowoleni, ale ich satysfakcja nie jest pełna. Do tej pory państwo francuskie jest winne policjantom wypłaty za ponad 25 milionów godzin nadliczbowych, co ma być negocjowane w styczniu. Rząd potrzebuje policji, by walczyć z frondą „żółtych kamizelek”, więc zapowiada pomyślne spełnienie ich postulatów.
Budżetowe przesunięcia na rzecz najbogatszych, które wprowadził prezydent Macron, zakończyły się dziurą w budżecie, tak potężną, że nawet na policję nie wystarcza. We wtorek policjanci przeprowadzi strajk generalny polegający na zamknięciu komisariatów i reakcjach tylko na sprawy życia i śmierci. Skłoniło to rząd do podjęcia natychmiastowych negocjacji ze związkami. Policjanci uzyskali podwyżki pensji od 120 do 150 euro. Do tej pory premie specjalne (dużo wyższe) dostały tylko te oddziały, które broniły siedziby prezydenta w Paryżu przed manifestantami.
Według ministerstwa spraw wewnętrznych, koszt podwyżek płac policjantów wyniesie 70 milionów euro. Choć związkowcy są zadowoleni z postępów rokowań, z terenu nadchodzą ostrzeżenia policyjne, według których kolejne strajki są niewykluczone, szczególnie w kwestiach poprawy warunków służby i wypłaty za godziny nadliczbowe. W związku z groźbami „nieograniczonego strajku” rząd właściwie zgodził się już za nie zapłacić, ale chce dyskusję na ten temat przenieść na styczeń i wypłacać zaległe pieniądze w transzach.
Wtorkowy strajk policji odczuli szczególnie przylatujący do francuskich portów lotniczych: kolejki do sprawdzania dokumentów były gigantyczne, gdyż sprawdzano je „przepisowo”, tj. bardzo dokładnie. Rząd spodziewa się buntów społecznych w przyszłym roku, tym bardziej, ze „żółte kamizelki” nie złożyły jeszcze broni. Sprawiło to, że strajk policjantów znalazł szybką odpowiedź.