Stan wyjątkowy nie uchronił Francji przed kolejnymi zamachami terrorystycznymi. Ministerstwo spraw wewnętrznych zapowiada teraz, że przyjrzy się uważniej finansowaniu meczetów i uniemożliwi działalność radykalnym kaznodziejom.
Minister spraw wewnętrznych Bernard Cazeneuve powiedział wczoraj, że od grudnia władze francuskie zamknęły około dwudziestu meczetów i mniejszych domów modlitwy, w których działali imamowie głoszący radykalną interpretację islamu. Około 80 kaznodziejów głoszących agresywne poglądy zostało natomiast deportowanych. Zapowiedziano, że to nie koniec.
– We Francji nie ma miejsca dla tych, którzy wzywają do nienawiści i rozniecają ją w domach modlitwy i meczetach, a także dla tych, którzy nie szanują pewnych zasad republikańskich, przede wszystkim zasady równości mężczyn i kobiet – powiedział minister na spotkaniu z Francuską Radą Kultu Muzułmańskiego. Zapowiedział również, że Francja skończy z zagranicznym finansowaniem meczetów. W tej sprawie państwo i Rada zgadzają się. Jej przewodniczący Anuar Kbibech powiedział w poniedziałek, że Rada utworzy fundację, która będzie w scentralizowany sposób zarządzać budową nowych muzułmańskich domów modlitwy. Fundusze na meczety mają przekazywać głównie firmy działające w znaczącym we Francji sektorze żywności halal. W ten sposób zablokowany ma zostać napływ pieniędzy z konserwatywnych krajów muzułmańskich.
Senator Nathalie Goulet, która przygotowywała dla ministerstwa spraw wewnętrznych raport dotyczący finansowania meczetów, zgodziła się z koncepcją utworzenia fundacji, zasugerowała jednak, że proponowane rozwiązania zaledwie dotykają problemu. W wywiadzie dla „Le Monde” podkreśliła, że największymi sponsorami meczetów we Francji nie są wahabicka Arabia Saudyjska czy podobnie konserwatywne kraje Zatoki, ale Turcja, Algieria i Maroko – kraje, których obywatele chętnie emigrowali i dalej migrują do Francji. Polityk stwierdziła, że większym problemem są imamowie – obecnie we Francji nie ma jednolitego systemu kształcenia religijnego dla kaznodziejów muzułmańskich. Taniej jest wyjechać do szkoły koranicznej np. w Maroku, skąd jednak młodzi przewodnicy muzułmańskich wspólnot wracają z poglądami konserwatywnymi, nie terrorystycznymi, ale z pewnością mało republikańskimi. Państwo nie ma również kontroli nad tym, czego nauczają imamowie przysłani np. z coraz bardziej konserwatywnej Turcji.
Goulet podkreśliła również to, czego nie chcą widzieć czołowi politycy z premierem Manuelem Vallsem na czele – francuscy muzułmanie nie stają się terrorystami tylko w meczetach. Dodać wypada, że ograniczenie budowy ośrodków kultu nie sprawi, że zniknie społeczne wykluczenie, dyskryminacja na rynku pracy i arabskojęzyczne getta na przedmieściach wielkich miast.