Paryska prokuratura oskarżyła dziś oficjalnie lidera Nieuległej Francji (LFI) i jego towarzyszy o groźby karalne oraz użycie przemocy wobec funkcjonariuszy publicznych w czasie burzliwej rewizji policyjnej w siedzibie LFI. Wczoraj rano uzbrojeni policjanci wdarli się do kilkunastu miejsc jednocześnie, na terenie całego kraju: przeszukiwano siedziby partii, mieszkania lewicowych aktywistów i zabierano komputery. Jean-Luc Mélenchon nazwał to „działaniem policji politycznej”. Liczne partie lewicowe w Europie wyrażają solidarność z Nieuległą Francją.
Oskarżenie odnosi się do zachowania Mélenchona wobec prokuratora (we Francji prokuratura podlega rządowi) i policjantów. W czasie zamieszania w siedzibie LFI przewodniczący grupy LFI w parlamencie skierował palec w kierunku prokuratora i popchnął go. Kiedy policjant oddzielił go od prokuratora, Mélenchon krzyczał: „No, spróbuj mnie dotknąć, spróbuj, zobaczymy”.
Prokurator próbował załagodzić sytuację: „Chcę tylko spokojnie z panem porozmawiać”. „Nie może pan ze mną spokojnie rozmawiać w pomieszczeniach, które pan najechał! Od czterech godzin robicie rewizję w moim mieszkaniu i u dziewięciu innych osób, prowadzicie przeszukania i konfiskaty w dwóch siedzibach ruchów politycznych. Jestem przewodniczącym parlamentarnej grupy opozycyjnej. Nie możecie traktować mnie w ten sposób!” – odpowiedział wtedy Mélenchon. Członkowie LFI próbowali wyważyć drzwi do zajętych pomieszczeń, mimo straży policyjnej.
Symultaniczne rewizje i konfiskaty przeprowadzono, choć nikt nie wszczął procedury prawnej przeciw LFI. Chodzi o dwa „śledztwa wstępne”: jedno z donosu europosłanki Frontu Narodowego o nieprawidłowym zatrudnianiu asystentów europosłów LFI, drugie to rachunki zeszłorocznej kampanii wyborczej Mélenchona, zatwierdzone już jako prawidłowe przez komisję wyborczą. Nowa Partia Antykapitalistyczna (NPA), która wyraziła solidarność z LFI, potępiła „podwójne standardy” działania prokuratury, bo rachunki partii prezydenta Macrona (LREM) nie zostały zatwierdzone przez komisję, a nikt nie robi szeroko zakrojonych rewizji.
Jedna z aktywistek lewicy Helen Gilda-Duclos, u której wczoraj zrobiono przeszukanie, opisała jak to wyglądało: „Obudzili nas o siódmej rano, wtargnęło czterech uzbrojonych policjantów w maskach i kamizelkach kuloodpornych, to wszystko w obecności dzieci. Inni policjanci „zabezpieczali piętro”. Dziwię się, że to słowa Mélenchona są dziś uważane za skandaliczne, zamiast tej operacji. Ale może nic nie rozumiem, bo po 11 godzinach sprawdzania przez policję moich rachunków, nieuporządkowanych szaf i szałasu w głębi ogrodu, muszę być trochę zmęczona.”
Dziś lider Nieuległej Francji nazwał całą tę operację „próbą zastraszenia lewicy”: „Potraktowano nas jak przestępców, choć nie robi się tego szefom karteli narkotykowych”. Z kolei związki zawodowe policjantów potępiły jego zachowanie, nazwały je „antyrepublikańskim”. LFI mówi jednak o operacji „niezgodnej z procedurą”, będą protesty.
Do Paryża nadchodzą wyrazy solidarności ze środowisk lewicowych w Europie, m.in. z Niemiec, Włoch, Wielkiej Brytanii i Portugalii. Lokalny protest wyraziła nieoczekiwanie przewodnicząca Zjednoczenia Narodowego (RN – d. Front Narodowy) Marine Le Pen: „Dzięki tej pseudo-aferze asystentów parlamentarnych władze są więc w posiadaniu całej, wieloletniej zawartości, notatek, kontaktów itd. ze wszystkich telefonów i komputerów obu partii opozycyjnych wobec Emmanuela Macrona – RN i LFI. To jedyny cel tych „śledztw”. Prawa polityczne opozycji są deptane. Demokracja umiera!”.