Poza problemem tzw. klauzuli sumienia, mamy problem z lekarzami, którzy korzystają z klauzuli głupoty.
Trudno powiedzieć czy to jakiś patologiczny przypadek perwersyjnego konserwatyzmu, nienawiści wobec kobiet czy ogólnego prostactwa.
22-letnia Michalina Stopnicka opisała swój przypadek w mediach społecznościowych. Jej matka zachorowała na nowotwór piersi. Jako że sama ona znalazła się w związku z tym w grupie ryzyka postanowiła skonsultować się ze specjalistą. Zetknęła się z kuriozalną reakcją konowała.
– Lekarz powiedział mi, że kobiety mają dobrze, bo piersi wystają. Więc nie trzeba ich badać przez USG; wystarczy pomacać. Mało tego – powiedział, żeby dać koledze albo chłopakowi, to on pomaca. To było powiedziane zupełnie serio, to nie był żart. To było jego zalecenie – przedstawiła okoliczności Stopnicka; cytuje ją portal TVN24.
„Lekarz”, na którego natknęła się Stopnicka, pracuje w jednej z przychodni na warszawskim Mokotowie.
Portal TVN24 cytuje także opinie innych pacjentek tego człowieka, które zostały zainspirowane opisaną powyżej sytuacją do opisania swoich spotkań z tym indywiduum.
„Przez kilka lat ani razu nie widział potrzeby zrobienia USG narządów rodnych, USG piersi czy podstawowego badania piersi”.
„Nie zbadał mnie na fotelu, a na moje pytanie dlaczego, odpowiedział, że skoro dobrze się czuję, to nie ma takiej potrzeby”.
„Wypisując zwolnienie zapytał, czy mogę je sama dostarczyć do ZUS, bo on jest chory i nie będzie miał kiedy tego zrobić”.
„Lekarz wyjątkowo nieprzyjemny, ponury, nie wykazywał żadnego zainteresowania moim stanem. Cała wizyta trwała może pięć minut”.
„Absolutny brak profesjonalizmu, nie polecam nikomu”.