Dowody na to, że przygotowują nam Polskę do wojny.
Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że na świecie trwa wojna, a w Polsce lato. A jednak nastroje społeczne w kraju niekoniecznie zdają się potwierdzać ową tezę. Internetowa wyszukiwarka Google dowodzi, że o to, czy „będzie wojna czy nie w Polsce?” pytano milion 350 tysięcy razy. Nie wiedzieć czemu, fraza „będzie wojna w Polsce” ma jednak prawie 3 miliony wyników. A przecież naprawdę nie dzieje się nic. Przynajmniej według władzy, która zapewnia, że żadnej wojny, wojenki, wojeneczki nie musimy się obawiać, natomiast działania podejmowane przez miłościwie nam rządzących zdecydowanie temu przeczą. Szykują się bowiem co najmniej na kampanię wrześniową.
Na łąkach kaczeńce
Pod koniec zeszłego roku społeczeństwo się zestrachało, bo wojsko zapukało do domów – polskie wojsko. Robiło spis pojazdów na potrzeby działań wojennych. Pokarani za grzech pychy mogli się poczuć właściciele aut wielkich i głośnych: terenówek i ciężarówek. Marka nie grała roli, ważne, jeśli było duże. W razie czego za dzień wypożyczenia wojsko zapłaci szczęśliwemu posiadaczowi od 150 do 500 zł. Nie ma co jęczeć o litość ani z range rovera robić roweru – użyczenie auta to obywatelski obowiązek. „W razie czego” wojsko może także wynająć od obywateli powierzchnie magazynowe, parkingi i ważne budynki strategiczne. Ale wierzyć należy rzecznikowi Sztabu Generalnego: „Odwiedziny wojska nie są żadną wielką akcją”, bo chodziło o „wcześniej zaplanowane szacowanie potencjału; określamy zasoby, którymi będziemy dysponować w razie ewentualnej sytuacji kryzysowej”.
Wiosna w tym roku zakwitła rozporządzeniami i obwieszczeniami ministra obrony narodowej. Miedzy innymi „w sprawie Komisji do rozpatrywania roszczeń z tytułu szkód wyrządzonych przez wojska obce” oraz „w sprawie przekraczania granicy państwowej i lotów obcych wojskowych statków powietrznych w przestrzeni powietrznej Rzeczypospolitej Polskiej”. MON zapewniał, że nie ma w tej działalności nic nadzwyczajnego. A skoro nie przemarsz wojsk, to zapewne sraczka – społeczeństwa.
W marcu zostało również ogłoszone rozporządzenie ministra obrony w sprawie płatności uposażenia i innych należności pieniężnych oraz pokrywania przez Siły Zbrojne Rzeczypospolitej Polskiej kosztów pogrzebu żołnierzy niezawodowych. Niezawodowy nie będzie już czuł się jak mięso armatnie – podwyższono limit wydatków organizacji pogrzebu i obecnie jest on taki sam jak u żołnierza zawodowego: wynosi 5-krotność jego najniższego uposażenia. Szykuje się wielka impreza w Walhalli? Nic podobnego! Według rzecznika MON, to zwykła działalność legislacyjna.
Jesteśmy zresztą odpowiednio przygotowani na czas pokoju, gdyż prezydent Komorowski zdążył jeszcze mianować dowódcę sił zbrojnych na czas wojny. To oczywiście wynikało z reformy kierowania i dowodzenia Siłami Zbrojnymi, która obowiązuje od zeszłego roku. Trzeba było po prostu się sprężyć. Jeśli mówi o tym Biuro Bezpieczeństwa Narodowego, to wiadomo, że nie na darmo. Skoro prezydent Komorowski podpisał ustawę „usprawniającą system kierowania obroną państwa w czasie wojny”, także pójść krok dalej i wyznaczyć zawczasu Naczelnego Dowódcę.
Żołnierze dostaną też podwyżkę – od 330 do 550 złotych, choć dopiero od 2016 roku. Poprzednia podwyżka w wysokości 300 złotych w 2012 r. była podobno demotywująca, bo wszyscy dostali po równo. Generałowie faktycznie mogli się wówczas obrazić. Teraz chodzi o pożegnalny prezent prezydenta Komorowskiego. Po 25 października zapewne potrzebna mu będzie wdzięczność wojska, żeby sformować gwardię przyboczną.
Na niebie obłoki
Limit wydatków na polską obronność to 139 miliardów złotych na lata 2013-2022. Przy czym na konferencjach dotyczących polityki zbrojeniowej RP modne jest ostatnio sformułowanie „poziom ambicji narodowych”. Ambicje te mają rosnąć. To czas wynalazców: jak wynika ze statystyki Urzędu Patentowego, szczególną popularnością cieszy się instytucja wynalazku tajnego czyli dotyczącego obronności lub bezpieczeństwa państwa. Jeśli chodzi o zgłoszenia wynalazków według dziedziny techniki, to najwięcej jest „sprzętu bojowego” oraz „amunicji, techniki minerskiej”. W mniejszości pozostają wynalazki z dziedziny „techniki łączności elektrycznej” czy „budowy dróg, dróg kolejowych i mostów”. W kwestii uzbrojenia wszyscy uspokajają się wzajemnie: trzeba się modernizować, bo trzeba się bronić. Broń boże zaczepiać.
Do domu wrócimy
Tylko zwyciężymy! A kto? Rzecz jasna – rezerwiści. O ile nie zawisną na drzewach zamiast liści, bo panika wywołana ćwiczebną mobilizacją 500 rezerwistów w Tarnowskich Górach pod koniec marca 2015 nie była do końca nieuzasadniona. Ministerstwo Obrony Narodowej najpierw wydało mrożące krew w żyłach obwieszczenie w sprawie sposobu odbywania zasadniczej służby wojskowej (4 lutego 2015), zaś dwa dni później równie, a nawet bardziej przerażające, gdyż niosące groźbę realności – rozporządzenie w sprawie przydziałów mobilizacyjnych i pracowniczych przydziałów mobilizacyjnych. Polska 18+ z niepokojem wstrzymała oddech, gdy w jednostce w Tarnowskich Górach w ciągu zaledwie 4 godzin stawić się musieli wybrańcy losu, których niewątpliwie obdarzony poczuciem humoru los uczynił zdolnymi do noszenia broni. W pierwszych dniach akcji MON był nadzwyczaj oszczędny w komunikaty: poinformował tylko, że „w wytypowanej jednostce” rozpoczęto ćwiczenia i rezerwiści są wzywani do „natychmiastowego stawiennictwa”.
„Natychmiastowe stawiennictwo” oznacza ni mnie ni więcej, jak opcję „rzuć wszystko i chodź do koszar”. Szkolenia rezerwistów dostępne są w pakiecie 1,5 lub 10 dni, naturalnie w opcji all inclusive. Takich delikwentów w ciągu całego roku 2015 planuje się przeszkolić, bagatela, 21 tysięcy. Przypadek?
Dociekliwi dziennikarze „Gazety Prawnej” dotarli na przełomie marca i kwietnia do cywilnych pracowników MON, o których, zdawałoby się, jak w piosence Edyty Bartosiewicz „zapomniał świat”, choć nagle tknięci poczuciem obywatelskiego obowiązku pofatygowali się, by odebrać karty mobilizacyjne. Cóż na to wszystko Tomasz Siemoniak? Tego typu działanie pozwala na dokonanie oceny poprawności funkcjonowania jednostki wojskowej, w której przeprowadza się mobilizacyjne rozwinięcie z powołaniem rezerwistów włącznie, jak też organów terenowej administracji wojskowej odpowiedzialnych za prowadzenie działań związanych z powoływaniem rezerw osobowych. Na polski zaś przetłumaczył to gen. Bogusław Pacek: „Nie ma w tym nic nadzwyczajnego i nie jest to związane z sytuacją na Ukrainie”.
Rudy i nasz pies
Na czele MSW stoi niby to płeć piękna, delikatna i słaba, niechętna temu, by denerwować społeczeństwo groźnie brzmiącymi obwieszczeniami. Mądrość życiowa podpowiada jednak, że jak baba milknie, to dopiero wtedy należy zacząć się martwić. W okolicy maja nastąpił wysyp ćwiczeń policji i straży pożarnej w całym kraju. Niebieskie mundury ćwiczyły się w tłumieniu hipotetycznych zamieszek i kibicowskich burd, a sikawki w gaszeniu hipotetycznych pożarów powstałych w wyniku tychże. Biada ochotnikom, którzy nieopatrznie zdecydowali się wcielić w rolę kibiców! Pod koniec czerwca zaś na swoich stronach Szkoła Policji w Słupsku pochwaliła się zdjęciami z zajęć z doskonalenia strzeleckiego, przeprowadzonych w Zagrzebiu we współpracy z policją chorwacką. W programie było m.in. użycie ostrej amunicji. To już do reszty rozsierdziło przypadkowe społeczeństwo, które i tak swoje wiedziało, ale teraz dało temu wyraz w internecie.
Obawy rządzących, że po 25 października Polacy powstaną z postplatformianych zgliszcz, rozpalą stosy i pomaszerują po władzę (niektórzy na czele owego pochodu widzą Jarosława Polskęzbaw, inni Pawła Kukiza lub Grzegorza Brauna) wcale nie są takie znów nieuzasadnione. Narracja o Komorowskim, co zamiast 6 sierpnia grzecznie spakować manatki, zrobi wreszcie użytek ze zwiększonych wydatków na obronność, jest w odmętach sieci żywsza niż ta o światowym spisku syjonistów.
Gdzież ten świat daleki
Wreszcie, z początkiem marca do Sejmu trafił rządowy projekt ustawy 106 (choć powinna ona nosić szlachetny numer 102). W projekcie stoi, że w ramach „wspólnych operacji lub wspólnych działań ratowniczych na terenie RP” obcy funkcjonariusze będą mogli korzystać z takich samych uprawnień jak polscy policjanci czy agenci ABW. Będą mogli zatem pacyfikować i przymuszać bezpośrednio podczas zamieszek na imprezach masowych. Jak twierdzi niekwestionowany autorytet w kwestii „polskie/obce” Mariusz Max Kolonko: „to ustawa bardzo niebezpieczna”! Tę ustawę większe od Kolonki autorytety w ogóle jakoś zmilczały. I społeczeństwo już wiedziało co myśleć.
Z kolei niedawno odbyła się w Katowicach konwencja programowa PiS dotycząca sił zbrojnych. Obietnice wyborcze w rodzaju zwiększenia liczebności żołnierzy zawodowych do 120 tys. oraz wydatków tzw. obronnych do 2,3 proc. PKB można by wziąć za przedwyborcze przechwałki, tak samo jak deklarację „dyslokacji wojsk, w celu zwiększenia zdolności do reagowania na zagrożenia w obszarze Gdańsk – Warszawa – Terespol – Suwałki”. Tylko że obiecuje i deklaruje to wszystko PiS. O ile można nie wierzyć w obietnice o socjalnym raju, o tyle od obietnic PiS dotyczących obronności połączonych z polityką „soft power” robi się nieswojo.
Jesień zapowiada się brzydka tego roku.