Nad ranem zakończyła się burzliwa debata w greckim parlamencie nad propozycją rządu Aleksisa Tsiprasa, dotyczącą porozumienia z międzynarodowymi wierzycielami. Przyjęcie propozycji rządowej oznaczałoby kontynuowanie bolesnych reform, którym znacząca część Greków powiedziała „nie” podczas ostatniego referendum.
300-osobowy parlament grecki zaakceptował proponowane przez rząd rozwiązania zaskakująco wysoką większością głosów. Za reformami, oznaczającymi nieznośne ciężary dla większości społeczeństwa zagłosowało 251 posłów, 32 było przeciwnych, 8 wstrzymało się od głosu. Wśród przeciwników była marszałek sejmu Zoi Konstantopulu i minister energetyki Grecji Panajjotis Lafazanis.
− Popieram rząd, ale nie popieram programu brutalnej ekonomii, neoliberalnych zmian i prywatyzacji, która, jeśli zostanie przyjęta przed kredytodawców i realizowana, poszerzy tylko obszar represji i nędzy – mówił Lafazanis przed debatą. Powiedział także, że wyraża swoją głęboką i jednoznaczną niezgodę na propozycje, które niosą ze sobą zagrożenie dla niezależności Grecji.
Z kolei Zoi Konstantopoulu powiedziała, że zadłużenie Grecji uważa za nielegalne i pozbawione legitymacji społecznej, ponieważ zaciągały je poprzednie rządy za pomocą nie mających mocy prawnej umów i za łapówki.
− To zadłużenie jest wykorzystywane jako instrument zniewolenia ludzi przez siły totalitarne – mówiła 39-letnia przewodnicząca greckiego parlamentu.
Aleksis Tsipras przyznawał, że dyskutowane przez parlament porozumienie jest sprzeczne z obietnicami i programem wyborczym Syrizy. Próbował jednak usprawiedliwiać zmianę stanowiska.
− Grecy nie dali nam w referendum mandatu na oderwanie się od Europy –mówił podczas debaty plenarnej Tsipras.
Przyjęcie propozycji rządowych oznacza kontynuację bolesnych reform, których społeczeństwo już nie ma siły znosić, kolejne cięcia emerytur i pakietów socjalnych. W zamian Tsipras chce otrzymać więcej niż poprzednio żądał – 53,5 mld euro.
To z jednej strony nie kończy dyskusji nad wyjściem Grecji z kryzysu, ponieważ po zakończeniu rozmów z wierzycielami, tekst ewentualnego porozumienia musi być jeszcze raz zaakceptowany przez parlament. Z drugiej jednak jest jednoznacznym sygnałem, że Tsipras i jego rząd ugięli się przed szantażem Troiki, przy czym jeszcze nie wiadomo, jak na całą tę sytuację zareaguje grecka ulica.