Światowa konferencja klimatyczna w Madrycie – COP 25 – wyróżnia się rosnącą przepaścią między młodzieżą krzyczącą na ulicach, coraz bardziej niepokojącymi ostrzeżeniami ze strony ONZ, a sygnałami jakiejś ambitnej odpowiedzi ze strony państw najbardziej psujących powietrze, które pozostają mniej niż słabe. „Paraliż rządów jest wręcz wstrząsający” – mówi szefowa Greenpeace International Jennifer Morgan.
Połowa międzynarodowego spotkania już minęła, ale – jeśli nie będzie jakiejś niespodzianki – najwięksi emitenci gazów cieplarnianych nie przygotowali żadnego przełomowego rozwiązania, ani nawet obietnicy. Ani Chiny, ani Indie, ani nawet Unia Europejska, która ogniskowała nadzieje obrońców klimatu, nie mają niczego do zaoferowania. Stany Zjednoczone jeszcze mniej, gdyż oficjalnie wyłamały się z pamiętnego układu paryskiego (COP21), który miał zatrzymać wzrost średniej światowej temperatury tak, by nie poszła w górę więcej niż o dwa stopnie.
Sekretarz generalny ONZ Antonio Guterres wyraźnie okazywał niecierpliwość, próbował wpłynąć na państwa G20, które emitują trzy czwarte dwutlenku węgla, ale na ogół wstrzymują się one przed zobowiązaniami ograniczenia emisji, zapowiadając najwyżej, że może na następnym COP (26 -w Glasgow) coś zaproponują. Opóźnienie jest teraz takie, że wzrost średniej temperatury może łatwo przekroczyć trzy stopnie, nawet gdyby nagle wszyscy zabrali się za dotrzymanie własnych zobowiązań.
Greta Thunberg, młoda gwiazda obrońców klimatu, przyznała, że jej głośne protesty od ponad roku niewiele dały. „Strajkujemy i strajkujemy [chodzi o „klimatyczne” strajki szkolne], ale w sumie nic się nie zmieniło” – mówiła po przybyciu do Madrytu, w piątek. Wczoraj oświadczyła, że „COP26 będzie wielkim wydarzeniem, ale nie możemy czekać ani dnia dłużej”. Przedstawiciele naukowców na konferencji (Union for Concerned Scientists) na pięć dni przed jej końcem usiłowali unikać pesymizmu, jednak musieli przyznać, że „płynące do nas sygnały nie są zbyt dobre”.