Prezydent RPA Cyril Ramaphosa opuścił dziś pośpiesznie szczyt Wspólnoty Brytyjskiej w Londynie, by wracać do kraju, gdzie doszło do bitew manifestantów z policją. Rozruchami objęty jest region Mahikeng na północnym zachodzie kraju, przy granicy z Botswaną. Ludzie protestują przeciw korupcji i brakowi usług publicznych. Jeszcze dziś rano, przed wizytą prezydenta, policja strzelała tam gumowymi kulami do tłumu.
Na początek Ramaphosa wezwał do spokoju: zwrócił się do manifestantów, by wyrażali swe postulaty „w sposób pokojowy, a nie poprzez przemoc i chaos”. Nowy prezydent uczynił walkę z korupcją priorytetem swej kadencji, podczas gdy jego poprzednik, prezydent Zuma, był zamieszany w liczne afery łapówkarskie.
W Mahikeng sytuacja jest bardzo napięta. Rozruchy trwały całą minioną noc. Szkoły, sklepy i urzędy są zamknięte.
Manifestanci chcą dymisji Supry Mahumapelo, rządzącego prowincją północno-zachodnią z ramienia Afrykańskiego Kongresu Narodowego (ANC), który kieruje krajem od obalenia apartheidu w 1994 r. Oskarżają go o przekupstwo. Zaczęło się kilka dni wcześniej, gdy szpital odmówił pomocy choremu, który potem zmarł.
RPA, pierwsza przemysłowa potęga Afryki, boryka się z wielkim bezrobociem (prawie 28 proc.) i spowolnionym wzrostem gospodarczym. Do podobnych buntów społecznych dochodziło już wcześniej. Wczoraj podpalano samochody, rabowano sklepy, kilkadziesiąt osób wylądowało za kratami.
W ostatnich latach nastroje w kraju wyraźnie się pogarszały. W licznych regionach Afryki Południowej dostęp do wody, elektryczności i opieki medycznej jest rzadki, z wielu miast nie wywozi się śmieci. Ramaphosa obiecuje uzdrowić sytuację, na razie „gasi pożary” społecznego niezadowolenia.