Po mediach – głównie tzw. lajstajlowych, ale cóż, prawie wszystkie media są teraz lajstajlowe – przeleciała informacja, że Dorota Wellman odda cały swój zarobek na promocji sieci Lidl na cele charytatywne. Niemałą kwotę – 300 tys. zł. Nie trzeba być medialnym ekspertem, aby dostrzec, że jest to wiadomość sponsorowana – nazwa sieci pojawia się w miłym kontekście, kojarzy się z hojnością, z dobrą współpracą, no i jeszcze bardziej związuje z marką Dorotę Wellman, którą przecież wszyscy lubimy.
Wellman wydała książkę kucharską i w tym samym czasie stała się twarzą Lidla, obok Pascala i Okrasy, występujących w programach kulinarnych. To tzw. win-win situation – powstaje przekonanie, że Wellman jest kucharką (więc więcej osób kupi jej książkę), a jednocześnie, że gotuje z produktów z Lidla, że chodzi do Lidla i dobrze się tam czuje, a przecież – wszyscy lubimy Dorotę Wellman i chcemy być jak ona!
W tym roku ostatecznie rozpadła się w Lidlu komisja zakładowa „Solidarności”. Po tym jak zwolniono dyscyplinarnie szefową i założycielkę związku, ludzie bali się zapisywać i trzeba było rozwiązać pracownicze struktury. Już nikt nie będzie robił awantur o regularne zmuszanie pracowników do pracy w niepłatnych nadgodzinach, jak miało to miejsce np. w Elblągu. To właśnie w tworzenie takich miejsc pracy inwestuje Bank Światowy, który pożyczył właścicielowi Lidla, Schwartz Group, prawie miliard dolarów. Mają zostać przeznaczone na „rozwój Europy Środkowo-Wschodniej”. Jeśli dodamy do tego fakt, że Lidl np. w 2011 roku nie zapłacił w Polsce ani złotówki podatku CIT, mamy dość pełny obraz tego, w jakim miejscu na mapie świata się znajdujemy.
Oczywiście, bywają miejsca gorsze. Ogromna większość sprzedawanych w Lidlu ubrań i butów produkowana jest w Bangladeszu, kraju o najniższej płacy minimalnej na świecie, gdzie fatalne warunki pracy regularnie prowadzą do tragedii – najbardziej spektakularną było zawalenie się hali Rana Plaza, w której zginęło 1127 osób. Szwaczka, szyjąc buty dla Lidla, zarabia trochę ponad 200 zł miesięcznie. Oznacza to, że wizerunek Doroty Wellman był dla Lidla 1500 razy bardziej wartościowy niż miesiąc ciężkiej i fizycznej pracy anonimowej Bengalki.
Nie można mieć wątpliwości, że Lidl faktycznie jest tani, tani jak praca w Bangladeszu. Ale powiedzmy sobie szczerze, 300 tys. zł to też nie jest wygórowana kwota za zawinięcie dość brzydko pachnącej kupy w papierek ze swoją twarzą.