Premier Węgier proponuje, by imigrantów uciekających od wojen i głodu nie wpuszczać do Europy, lecz internować w obozach. Strzeżonych oczywiście. Czy będą wieżyczki i druty kolczaste pod napięciem?
Victor Orban zaproponował „rozwiązanie” kryzysu uchodźczego w Europie. Wszystkich tych, którzy ryzykują życie, by znaleźć się jak najdalej od wojen i dramatycznej sytuacji ekonomicznej chciałby umieścić na wyspie lub trzymać na północnym wybrzeżu Afryki. Obóz taki, przez niedopatrzenie zapewne nie nazwany koncentracyjnym, byłby strzeżony przez unijne siły zbrojne (których jeszcze nie ma) i przesz Unię Europejską finansowany. Jak wynika z informacji, podanej przez portal wp.pl, Orban nie zawraca sobie głowy szczegółami: czym zajmowaliby się umieszczeni w obozie – czy mogliby pracować czy tylko biernie czekać na załatwienie formalności biurokratycznych, jak wyglądałaby opieka lekarska i kto by ją sprawował i za to płacił, czy uchodźcy mieliby wpływ na organizację życia obozowego, czy straż strzelałaby do ludzi przy próbach opuszczenia terytorium obozu bez zezwolenia itd.
Wiadomo na razie, że uchodźcy mieliby prawo opuszczenia obozu tylko w tym wypadku, jeżeli jakiś kraj, będący członkiem Unii europejskiej, wyraziłby gotowość ich przyjęcia.
W praktyce oznacza to stworzenie na strzeżonym terenie piekła przemocy, beznadziei i biedy. Oczekiwanie na status uchodźcy, zapewne dawany nielicznym, bez perspektyw normalnego życia, strzeżonym przez wojsko, z prawem użycia broni jest gotową receptą na wybuch społeczny na dużą skalę.
Media wskazują, że propozycja Orbana jest zapewne częścią kampanii przed referendum w sprawie przyjmowania uchodźców, które odbędzie się na Węgrzech w październiku. Niemniej pomysł węgierskiego premiera należy rozpatrywać jako niebezpieczne kuriozum.