Dalszy ciąg politycznego chaosu w Iraku. Od trzech tygodni trwają protesty przeciwko rządowi Hajdara al-Abadiego.
Korupcja i nieudolność w walce z terrorystami – to zasadnicze zarzuty, które formułują manifestanci. Wśród nich są politycy i sympatycy niektórych partii, które do tej pory wspierały premiera. Teraz wzywają go, by zrezygnował ze stanowiska, albo przynajmniej dokonał daleko idącej rekonstrukcji rządu, wprowadzając do niego nowe twarze w miejsce wielokrotnie skompromitowanych działaczy.
Na czele ostatniego pochodu, w piątek, szedł Muktada as-Sadr, dowódca Armii Mahdiego, która w latach po amerykańskiej inwazji na Irak prowadziła wojnę partyzancką z interwentami. Od 2010 r. As-Sadr deklarował poparcie dla rządu tworzonego przez szyickie partie religijne, najpierw kierowanego przez Nuriego al-Malikiego, a od sierpnia 2014 r. – przez Hajdara al-Abadiego. Od początku roku jednak regularnie występuje z krytyką rządzącej ekipy, posuwając się nawet do gróźb wzniecenia wojny domowej, jeśli rząd nie zabierze się na serio za walkę z ubóstwem i korupcją. Podczas ostatniego marszu as-Sadr żądał konfiskaty majątku skorumpowanych urzędników państwowych i rozdania go biednym. Wzywał także czołowych polityków, by zrezygnowali z połowy wynagrodzeń, przekazując je potrzebującym lub żołnierzom walczącym z Państwem Islamskim.
Właśnie brak sukcesów w boju z dżihadystami sprawia, że coraz więcej Irakijczyków słucha wezwań radykalnego szyickiego duchownego i protestuje przeciwko rządowi al-Abadiego. Od ubiegłego roku nie raz obiecywał on szybki sukces w walce z Państwem Islamskim, które dla irackich szyitów jest zagrożeniem, zupełnie dosłownie, śmiertelnym. Za słowami nie szły jednak możliwości armii irackiej, która od kilku miesięcy nie może wyrwać z rąk IS strategicznie położonej Faludży ani pozbyć się terrorystów-samobójców z rejonu teoretycznie odzyskanego Ramadi.
Hajdar al-Abadi na razie zapowiedział, że dokona w rządzie „pewnych zmian”. Zdaje sobie sprawę z tego, że polityczni rywale są bezwzględni. Muktada as-Sadr stwierdził, że jeśli protesty nie zostaną potraktowane poważnie, za 45 dni nakaże lojalnym wobec siebie partyzantom zaatakować położone w Bagdadzie ambasady. W jego wypadku nie są to czcze pogróżki.
[crp]