Izrael zatwierdził plany radykalnej rozbudowy osiedli na Wzgórzach Golan. Ambitny plan, przyjęty przez skrajnie prawicowy rząd Naftalego Bennetta, ma sprawić, że osadnicy żydowscy będą w regionie dwa razy liczniejsi, niż miejscowi syryjscy Druzowie. Osiedla w świetle prawa międzynarodowego są nielegalne, ale Tel Awiw jak zwykle się tym nie przejmuje.
Za miliard szekli (ok. 317 mln dolarów) ma powstać 7300 domów, przeznaczonych dla 25 tys. nowych mieszkańców. Projekt ma zostać sfinalizowany w ciągu pięciu lat. Jeśli zostanie doprowadzony do końca, proporcje między ludnością żyjącą od wieków na wzgórzach a sprowadzonymi przez okupanta osadnikami radykalnie się zmienią. – Zamierzamy podwoić rozmiar osiedli – nie pozostawił wątpliwości premier Izraela Naftali Bennett.
Oznaczałoby to radykalną zmianę proporcji demograficznych między syryjskimi Druzami, którzy pozostali na okupowanym terytorium, a sprowadzonymi od 1967 r., gdy Izrael zajął wzgórza po wojnie sześciodniowej, żydowskimi osadnikami. Tych pierwszych pozostało na Wzgórzach Golan 23 tys., w czterech osadach. Drugich jest obecnie ok. 25 tys. Jak można wyliczyć, po rozbudowie osiedli będzie dwa razy więcej.
Tradycyjne wsparcie Waszyngtonu
Decyzja zapadła na posiedzeniu rządu, przeprowadzonym bezpośrednio na okupowanym terytorium – w kibucu Mewo Chamma. Wzgórza Golan zostały anektowane przez Izrael w 1981 r. Większość państw świata nie uznaje tej decyzji. Jeszcze kilka lat temu były wśród nich nawet Stany Zjednoczone, ale Donald Trump w 2019 r. ogłosił, że Waszyngton uznaje zwierzchność izraelską nad tymi ziemiami. Bennett podczas posiedzenia w Mewo Chamma dziękował Trumpowi za tę decyzję, która, jak zaznaczył, rozwiązała Izraelowi ręce i wreszcie pozwoliła rozwijać osiedla.
Nowe jednostki osadnicze mają być nowoczesne i ekologiczne: w planie jest budowa nie tylko domów, ale też infrastruktury niezbędnej do pozyskiwania energii ze źródeł odnawialnych. W ostatnich latach podobne projekty służyły na wzgórzach nie tylko środowisku, ale i wypieraniu Druzów z ziemi, którą uprawiają.
Administracja Joe Bidena nie zamierza stawać Tel Awiwowi na drodze. Naftali Bennett podkreślił, że obecny prezydent USA nie wypowiedział ani jednego słowa, które pozwalałoby domniemywać, że odnosi się do Wzgórz Golan inaczej niż poprzednik. Do tego amerykański sekretarz stanu Anthony Blinken stwierdził, że wzgórza mają realne znaczenie dla bezpieczeństwa Izraela, pomagają bowiem „bronić się przed zagrożeniami”, jakie stwarzają wspierane przez Iran organizacje zbrojne działające w Syrii, po stronie rządu w Damaszku.
Tysiące wypędzonych
W 1967 r. na syryjskich Wzgórzach Golan żyło ok. 130-140 tys. arabskich mieszkańców, w tym 17 tys. Palestyńczyków, którzy wcześniej stracili swoje domy w czasie Nakby. Podczas wojny sześciodniowej i bezpośrednio po niej ogromna większość dotychczasowych mieszkańców uciekła lub została wypędzona. Druzyjskie wioski zostały następnie zrównane z ziemią przez izraelskie wojsko. Po nim przyjechali żydowscy osadnicy. Część Wzgórz Golan Izrael zwrócił Syrii na mocy porozumienia z 1974 r., już po kolejnej wojnie. W tej części znajduje się m.in. miasto Kunajtira, celowo zniszczone przez wojsko izraelskie przed wycofaniem się.
Na wzgórzach okupowanych przez Izrael pozostało ostatecznie tylko siedem tysięcy obywateli syryjskich w sześciu wioskach. Za sprawą przyrostu naturalnego liczba ta w XXI w. wzrosła do 23 tys. Większość tych ludzi nie zamierza przyjmować obywatelstwa izraelskiego, mając nadzieję na powrót ich ojczystych ziem do Syrii.
Syryjczycy z okupowanych przez Izrael Wzgórz Golan manifestują przeciw USA