Ulicami centrum stolicy przeszedł wczoraj (1 sierpnia) marsz środowisk radykalnej prawicy. Oficjalnie miał on nawiązywać do Powstania Warszawskiego i czcić pamięć po poległych w walce z hitlerowskim najeźdźcą. W rzeczywistości Warszawianki i Warszawiacy mogli obserwować jedną z najbardziej niesmacznych scenek rodzajowych tego sezonu.
Atmosferę wydarzenia można określić jako kibolsko-bazarową. Większość uczestników tłumu przebrana była w tzw. odzież patriotyczną. Wszystkie orły, wilki i polskie flagi układane byly w tak figlarną ornamentykę, że nawet paradne mundury amerykańskiej piechoty morskiej wyglądają przy tym na wcale gustownie. W tłumie wyraźnie wyróżniał się aktyw patriotyczny, przynależących do któregoż to charakteryzowały maski, poważna nadwaga, tatuaże i spodnie dresowe o estetyce, jaką wielu pamięta dokładnie z lat `90 (uwaga, brak widocznie naniesionego żelu wywołuje ostry dysonans poznawczy).
Ani przez chwilę maszerujący nazionaliści nie nawiązali do Powstania Warszawskiego. Główne hasła manifestacji to: „jebać, jebać, jebać UPA i Banderę”, „raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę”, „a na drzewach zamiast liści będą wisieć komuniści” oraz „nie pomoże płacz Michnika – my rządzimy na ulicach”. Przez chwilę słychać też było „jedna kula – jeden Niemiec”. Brakowało jedynie „nic się nie stało, Polacy, nic się nie stało”, gdyż, choć to kibolska przyśpiewka, zapewne pasowała by tu najbardziej odzwierciedlając prawicowy nurt „analizy” wydarzeń z 1944 r.