To, co Ministerstwo Sprawiedliwości wyprawia wokół tzw. ustawy o bestiach, od początku przypomina gminną piosenkę o starym niedźwiedziu, co mocno śpi. Niedźwiedź zbudzi się niechybnie, bo jest wystarczająco stary, by nie załapać się na karę dożywotniego więzienia w kodeksie karnym.
Zarówno Mariusz Trynkiewicz, „wampir” Henryk Z. ze Świdnicy, jak i Ewa T., nauczycielka wydobyta na światło dzienne przez Mariusza Szczygła i jego reportaż w „Dużym Formacie” – stanowią symbol tych, którzy zostali skazani za swoje zbrodnie po wielokroć. Jedną karę już odsiedzieli. Teraz stanowią coś w rodzaju odpadu, który najchętniej byśmy zutylizowali, ale jakoś tak głupio. Ktoś mógłby opacznie zrozumieć nasze intencje, bo przecież nie zabijamy, tak jak oni. My przecież jedynie byśmy się przysłużyli niewdzięcznej ludzkości. Zabijesz zwierzę, mówią, pójdziesz siedzieć jak za człowieka. Najlepiej więc, żeby siedzieli na bezludnej wyspie, za kratami i oddzieleni fosą, na koszt państwa, po wieki wieków, nie drażniąc naszych sumień, które nie pozwalają tak po prostu, po ludzku, rozwalić im głów kamieniem, choć kusi.
Na jednego znaleźli już bat. Strona na Facebooku „Rzeczy z celi Trynkiewicza, o których nie miałeś pojęcia” okazała się nie ponurym żartem, a świetnie zrealizowanym scenariuszem, który szybciutko doprowadził do happy endu: wyjątkowo wysokiego (5,5 roku) jak na amatora pornografii wyroku skazującego. Domagamy się Trynkiewicza w Gostyninie, stajemy na głowie, by udowodnić niepoczytalność Henryka Z. O Ewie T. prasa brukowa donosi, że jest podejrzanie zasadnicza wobec uczniów. Ma staroświeckie metody. Istna kapo. „Przemyśleć liberalne procedury mianowania nauczycieli!” – apeluje wzburzona minister Szumilas. „Zakazać kontaktu z dziećmi” – cedzą przez zęby eksperci. To co robimy? Odesłać do pracy w rzeźni? Wysterylizować, żeby nie urodziła? Tatuaż na czole rozwiązałby problem przypadkowych kontaktów na placach zabaw i skwerach. Resocjalizacja po polsku równa się przecież izolacja.
W ustawie z 2013 r. jedną z przesłanek do dalszej izolacji skazanego są „zaburzenia osobowości”. Psychiatrzy i prawnicy z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka wskazują na fakt niemożności zdefiniowania „zaburzeń osobowości” jako takich. Ludzie, którymi biegli psychiatrzy powinni zająć się ćwierć wieku temu; ludzie, wobec których działania terapeutyczne winny być podejmowane przez cały okres odbywania kary – zostają nagle, w biegu, zdiagnozowani jako stanowiący zagrożenie i wrzuceni do getta.
„My tylko chcemy chronić społeczeństwo!” – mówią twórcy gett. W naszym świecie nie ma miejsca na winowajców, dla marnotrawnych, dla Raskolnikowów. Ich świadectwo nikogo nie wzrusza. „Fakt” epatuje wizerunkiem bestii na pierwszej stronie: „Tak dziś wygląda Trynkiewicz!”. W TVN24 mówią, że w Szczecinie dziecko wyszło z domu i nie wróciło. Strzeżone osiedle z wydzielonymi huśtawkami nie odgrodziło go wystarczająco dobrze od świata. Getto dla udanych nie pomogło, to zróbmy drugie – dla zbrodniarzy.
Warunkiem resocjalizacji jest uczciwość i umiejętność zamiany kategorii, które przykładamy do resocjalizowanego z „mordercy”, „przestępcy”, „śmiecia” na „człowieka”. Inaczej nigdy się nim nie stanie. Moralistów, którzy za chwilę skomentują „a gdyby tak zamordowali pani dziecko…?”, którzy powtarzają, że „nie warto nic robić dla tych ścierw”, że przywracanie ich społeczeństwu godzi w ich poczucie bezpieczeństwa i cześć prawowitego obywatela, zapewne nigdy nie zabraknie. Może ich też dałoby się odizolować?