Jarosław Kaczyński wystąpił w filmie fundacji „Viva!”, stając się tym samym twarzą kampanii antyfutrzarskiej. „To jest to sprawa stosunku do zwierząt, kwestia serca dla zwierząt i litości dla nich. Sądzę, że każdy porządny człowiek powinien coś takiego w sobie mieć” – mówi Prezes na rzeczonym filmie i już prawie, prawie mu uwierzyłam. Mój niepokój wzbudziło jedno zdanie. „Wiem jedno: kiedyś w Platformie Obywatelskiej było wielu obrońców zwierząt i akurat ta cecha tej partii, może jedyna, która mi się podobała”.
To było to jedno zdanie za daleko, którym w moim przekonaniu prezes się zdradził. Chwalenie Platformy nie jest czymś, co gładko przechodzi przez usta politykom PiS. No chyba, że mają w tym jakiś interes. A rządzący mają interes w tym, żeby pokazać teraz prezesa jako twardego przywódcę o miękkim sercu.
Był tam jeszcze jeden wtręt, który zupełnie nie pasował do dotychczasowej retoryki Prawa i Sprawiedliwości. Z ust prezesa pada takie oto stwierdzenie: „W Europie tego rodzaju praktyk się zakazuje, a często przenosi się firmy do Polski. To powinno być niedopuszczalne, my nie możemy być krajem drugiej kategorii i rzeczywiście musimy być prawdziwą Europą i to jest krok w tym kierunku”. Od kiedy PiS przejmuje się tym, co mówią w szeroko pojętej Europie? Do tej pory forsował raczej dumę z tego, że stajemy okoniem wobec wszystkiego, co wdrażają bogatsi i ważniejsi sąsiedzi z UE. Dlatego z przykrością stwierdzam, że o ile sprawa oczywiście jest słuszna – i zakaz hodowli zwierząt na futra wart jest mszy nawet z punktu widzenia zatwardziałego ateisty, to ostatni występ prezesa zalatuje nieco zapaszkiem spin doktora przy pracy (obstawiam Adama Bielana).
Prezes próbuje ocieplać swój wizerunek empatycznymi wobec zwierząt wypowiedziami, ale szczerze mówiąc wątpię, aby zdał „prawdziwy” test na empatię. Bo wzrusza go los zwierząt na fermach, ale nie wzrusza krwawy myśliwski festiwal, który urządza sobie i swoim kolegom z PZŁ minister Szyszko? Nie wzrusza go, że kilka tygodni temu ledwo skórę ocaliły łosie, a dziki trzebione są od Odry po Bug? Nie wzrusza go odwołanie przez ministra Szyszkę dyrektorki Białowieskiego Parku Narodowego, która głośno przeciwstawiła się komercyjnemu odstrzałowi 40 żubrów?
Co wreszcie zrobi prezes, kiedy przyjdzie do głosowania nad nowelizacją ustawy o ochronie zwierząt? Czy zarządzi dyscyplinę? Wyciągnie konsekwencje wobec tych, którzy się wyłamią? Czy faktycznie dojdzie do wprowadzenia zakazu i wygaszania branży wbrew rolniczemu elektoratowi PiS? Zobaczymy. Z prawdziwą przyjemnością przyznam, że się myliłam.
Tymczasem redaktor Łukasz Warzecha, który nie raz już lobbował na rzecz producentów futer, ubolewa na Twitterze, że prezes „powiela narrację skrajnego lewactwa i szemranych ekooszołomów”. Bardzo prosiłabym jednak, aby pan redaktor wstrzymał konie. Na dołączanie do naszego „szemranego” grona jest zdecydowanie za wcześnie. Prezes musiałby zasłużyć sobie na to czymś więcej niż płomiennymi deklaracjami. Które same w sobie brzmią – owszem – obiecująco. Chciałabym wierzyć w to, że prezes nie podpuścił działaczy „Vivy!” i za czynami pójdą słowa.