Site icon Portal informacyjny STRAJK

“Jednoznaczne poparcie” Parlamentu Europejskiego dla protestujących w Bułgarii

Protesty w Sofii 2020, fotografia: Nikołaj Draganow, baricada.org

Dotychczasowa strategia instytucji UE w sprawie trwających już niemal trzy miesiące codziennych protestów antyrządowych w Bułgarii zaczyna się zmieniać. Ostentacyjne i  krępujące milczenie, postanowiono zastąpić wzniosłymi deklaracjami.

Zmobilizowano więc najbardziej bezzębną ze wszystkich instytucji unijnych – Parlament Europejski. Pomimo wcześniejszych zapowiedzi, nie udało się dziś opublikować zmienionego projektu rezolucji, jaki miał zostać zaproponowany w sprawie widocznego niedostatku praworządności w tym państwie. Jeszcze dziś przed południem zwłokę tłumaczono kolejnymi poprawkami. Debata plenarna w tej sprawie ma zostać przeprowadzona już w najbliższy poniedziałek, 5 października. W tej chwili dostępna jest pierwotna wersja przedłożona przez Juana Fernando Lópeza Aguilar, sprawozdawcę Komisji Swobód Obywatelskich, Sprawiedliwości i Spraw Wewnętrznych. Obecny tekst składa się głównie z pytań, niekiedy retorycznych, i raczej ogólnikowych sugestii. Powszechne, zwłaszcza w Bułgarii, jest oczekiwanie, iż władze w Sofii zostaną przynajmniej ostro potępione.

Póki co PE poprzestał na deklaracji, dokumencie, który rangą stoi niżej rezolucji. Jak można było nieraz przekonać się w ostatnich latach, stanowiska PE, jakkolwiek by ich nie tytułować, mają zerową sprawczość. Dość spojrzeć na Polskę i Węgry. Nawiasem mówiąc, pod koniec ubiegłego miesiąca Komisja Europejska przygotowała specjalny raport, który do grona państw łamiących zasady praworządności włączył też Bułgarię i Rumunię. Te ostatnie w związku z autorytarnymi ekscesami tamtejszych władz.

Deklaracja została przyjęta wczoraj, 1 października, i jest póki co jedynym dokumentalnym, kolektywny głosem UE w sprawie postępowania bułgarskich władz i antyrządowych manifestacji, które trwają już niemal kwartał. Z tekstu wynika “jednoznaczne poparcie” dla protestujących obywatelek i obywateli, jednak poza tym deklaracja jest bardzo dyplomatyczna.

“Zapowiadana reforma konstytucyjna, która powinna być poprzedzona odpowiednimi konsultacjami i zgodna ze standardami międzynarodowymi”, “niesatysfakcjonujące dochodzenia w sprawie korupcji na wysokim szczeblu, które nie przynoszą wymiernych rezultatów oraz „korupcja, nieskuteczność i brak rozliczalności”, „poważne pogorszenie stanu wolności mediów i warunków pracy dziennikarzy w Bułgarii w ciągu ostatniej dekady”, itd. To są wszystko zjawiska, którymi “posłowie Parlamentu Europejskiego są poważnie zaniepokojeni”.

„Prawo europejskie ma znaczenie; praworządność ma znaczenie. Praworządność wiąże się z obroną interesów UE i walką z korupcją. Nasz mechanizm mapowania korupcji jasno wskazuje, że państwa członkowskie, w których występują strukturalne niedociągnięcia w zakresie praworządności, są najbardziej podatne na praktyki korupcyjne przy zarządzaniu budżetem i funduszami UE. To musi się skończyć” – powiedział przywoływany wcześniej Juan Fernando López Aguilar. Ma rację, jednak trudno nie dostrzec, iż UE ma jakiś osobliwy problem, jeżeli chodzi o refleks polityczny w odniesieniu do Bułgarii i tamtejszych władz.

Gdy w 2015 roku PiS uderzył w Polsce w Trybunał Konstytucyjny, w UE natychmiast zawrzało, uzgodniono też, iż pionem szlamującym Polskę pokieruje niejaki Frans Timmermans. Tymczasem w Bułgarii sytuacja dotycząca wolności słowa i praworządności zmieniła się, owszem, na gorsze, ale wszak nie wczoraj. Już w 2008 roku, gdy państwo to przyjmowano do Unii Europejskiej, sytuacja była bardzo słaba, a z roku na rok było tylko gorzej. Potwierdzają to to rozliczne raporty organizacji monitorujących poziom przestrzegania praw człowieka i wolności mediów na świecie. Jednocześnie iście gangstersko-oligarchiczny reżim jaki się tam ukształtował dostawał przez ponad dekadę swoiste kieszonkowe w postaci dotacji i subwencji unijnych, które – jest to wiedza powszechna – są rozkradane.

Czy teraz Unia w końcu przestanie wspierać Bojko Borisowa i jego stronnictwo? Trudno powiedzieć. Jednak na kuriozum zakrawa fakt, iż Angela Merkel, Emmanuel Macron i inni tzw. europejscy przywódcy zajmują się obecnie głównie krytykowaniem Białorusi, choć w Bułgarii ludzie protestują z niemal identycznych powodów. Dlaczego białoruski zagniewany lud jest dla UE bardziej cenny niż bułgarski? Wszak to właśnie Bułgaria jest państwem członkowskim UE.

Exit mobile version