Dotychczasowa strategia instytucji UE w sprawie trwających już niemal trzy miesiące codziennych protestów antyrządowych w Bułgarii zaczyna się zmieniać. Ostentacyjne i  krępujące milczenie, postanowiono zastąpić wzniosłymi deklaracjami.

Zmobilizowano więc najbardziej bezzębną ze wszystkich instytucji unijnych – Parlament Europejski. Pomimo wcześniejszych zapowiedzi, nie udało się dziś opublikować zmienionego projektu rezolucji, jaki miał zostać zaproponowany w sprawie widocznego niedostatku praworządności w tym państwie. Jeszcze dziś przed południem zwłokę tłumaczono kolejnymi poprawkami. Debata plenarna w tej sprawie ma zostać przeprowadzona już w najbliższy poniedziałek, 5 października. W tej chwili dostępna jest pierwotna wersja przedłożona przez Juana Fernando Lópeza Aguilar, sprawozdawcę Komisji Swobód Obywatelskich, Sprawiedliwości i Spraw Wewnętrznych. Obecny tekst składa się głównie z pytań, niekiedy retorycznych, i raczej ogólnikowych sugestii. Powszechne, zwłaszcza w Bułgarii, jest oczekiwanie, iż władze w Sofii zostaną przynajmniej ostro potępione.

Póki co PE poprzestał na deklaracji, dokumencie, który rangą stoi niżej rezolucji. Jak można było nieraz przekonać się w ostatnich latach, stanowiska PE, jakkolwiek by ich nie tytułować, mają zerową sprawczość. Dość spojrzeć na Polskę i Węgry. Nawiasem mówiąc, pod koniec ubiegłego miesiąca Komisja Europejska przygotowała specjalny raport, który do grona państw łamiących zasady praworządności włączył też Bułgarię i Rumunię. Te ostatnie w związku z autorytarnymi ekscesami tamtejszych władz.

Deklaracja została przyjęta wczoraj, 1 października, i jest póki co jedynym dokumentalnym, kolektywny głosem UE w sprawie postępowania bułgarskich władz i antyrządowych manifestacji, które trwają już niemal kwartał. Z tekstu wynika “jednoznaczne poparcie” dla protestujących obywatelek i obywateli, jednak poza tym deklaracja jest bardzo dyplomatyczna.

“Zapowiadana reforma konstytucyjna, która powinna być poprzedzona odpowiednimi konsultacjami i zgodna ze standardami międzynarodowymi”, “niesatysfakcjonujące dochodzenia w sprawie korupcji na wysokim szczeblu, które nie przynoszą wymiernych rezultatów oraz „korupcja, nieskuteczność i brak rozliczalności”, „poważne pogorszenie stanu wolności mediów i warunków pracy dziennikarzy w Bułgarii w ciągu ostatniej dekady”, itd. To są wszystko zjawiska, którymi “posłowie Parlamentu Europejskiego są poważnie zaniepokojeni”.

„Prawo europejskie ma znaczenie; praworządność ma znaczenie. Praworządność wiąże się z obroną interesów UE i walką z korupcją. Nasz mechanizm mapowania korupcji jasno wskazuje, że państwa członkowskie, w których występują strukturalne niedociągnięcia w zakresie praworządności, są najbardziej podatne na praktyki korupcyjne przy zarządzaniu budżetem i funduszami UE. To musi się skończyć” – powiedział przywoływany wcześniej Juan Fernando López Aguilar. Ma rację, jednak trudno nie dostrzec, iż UE ma jakiś osobliwy problem, jeżeli chodzi o refleks polityczny w odniesieniu do Bułgarii i tamtejszych władz.

Gdy w 2015 roku PiS uderzył w Polsce w Trybunał Konstytucyjny, w UE natychmiast zawrzało, uzgodniono też, iż pionem szlamującym Polskę pokieruje niejaki Frans Timmermans. Tymczasem w Bułgarii sytuacja dotycząca wolności słowa i praworządności zmieniła się, owszem, na gorsze, ale wszak nie wczoraj. Już w 2008 roku, gdy państwo to przyjmowano do Unii Europejskiej, sytuacja była bardzo słaba, a z roku na rok było tylko gorzej. Potwierdzają to to rozliczne raporty organizacji monitorujących poziom przestrzegania praw człowieka i wolności mediów na świecie. Jednocześnie iście gangstersko-oligarchiczny reżim jaki się tam ukształtował dostawał przez ponad dekadę swoiste kieszonkowe w postaci dotacji i subwencji unijnych, które – jest to wiedza powszechna – są rozkradane.

Czy teraz Unia w końcu przestanie wspierać Bojko Borisowa i jego stronnictwo? Trudno powiedzieć. Jednak na kuriozum zakrawa fakt, iż Angela Merkel, Emmanuel Macron i inni tzw. europejscy przywódcy zajmują się obecnie głównie krytykowaniem Białorusi, choć w Bułgarii ludzie protestują z niemal identycznych powodów. Dlaczego białoruski zagniewany lud jest dla UE bardziej cenny niż bułgarski? Wszak to właśnie Bułgaria jest państwem członkowskim UE.

Redakcja nie zgadza się na żadne komentarze zawierające nienawistne treści. Jeśli zauważysz takie treści, powiadom nas o tym.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz także

Ławrow: Zachód pod przywództwem USA jest bliski wywołania wojny nuklearnej

Trzy zachodnie potęgi nuklearne są głównymi sponsorami władz w Kijowie i głównymi organiza…