Znacznie bardziej niż to, co dzieje się wokół Małgorzaty Gersdorf i Sądu Najwyższego, porusza mnie to, co chyłkiem wprowadzają sądy niższego szczebla: rejonowe i okręgowe. W niektórych regulaminach pojawiają się zapisy o tym, że „ze względów bezpieczeństwa” do budynku sądu wejść może jedynie ktoś, kto posiada wezwanie na rozprawę lub wykaże „potrzebę załatwienia innej ważnej sprawy” – np. był umówiony na przeglądanie akt.
Regulaminy ustalane są indywidualnie i zatwierdzane przez prezesów sądów. Antyobywatelskość tych zapisów wypłynęła na światło dzienne, kiedy o właśnie tak sformułowany regulamin w Sądzie Okręgowym we Wrocławiu hałasu narobił Adam Bodnar. Rzecznik wrocławskiego przybytku najpierw stawał okoniem, twierdząc, że przepis w praktyce wcale nie ograniczał dostępu publiczności. Tylko że ograniczał, i to w sposób niesłychany.
Według zamysłu prezesa potencjalny obserwator musiał składać oficjalny wniosek i uzyskać zgodę od sędziego prowadzącego daną rozprawę. Na podstawie jakich kryteriów miałaby być ona udzielana, nikt nie raczył jednak sprecyzować. Dodatkowo smaczku przydawał sprawie fakt, że wcześniej należało znać sygnaturę danej sprawy. W końcu Bodnar wydębił swoje i kontrowersyjny zapis uchylono.
Gdyby jednak problem dotyczył tylko jednego Wrocławia, to w ogóle nie byłoby o czym gadać.
Podobną „troskę o bezpieczeństwo” wykazały bowiem również sądy w Rzeszowie, Siedlcach, a nawet Krakowie. W tym ostatnim prezes okręgówki Dagmara Pawelczyk-Woicka bez żenady oświadczyła, że zamierza w biały dzień łamać konstytucyjne zapisy o wolności słowa i jawności postępowań: stwierdziła, że należy ograniczyć „samowolę dziennikarzy”. Od kwietnia każdy przedstawiciel mediów, wchodząc do SO w Krakowie, musi „wyspowiadać się” z celu wizyty i wypełnić specjalną ankietę w przemiłym towarzystwie funkcjonariusza policji. Pani prezes stwierdziła również, że na jej włościach istnieją „zakazane rewiry”, gdzie nie można utrwalać obrazu ani dźwięku: na wewnętrznych parkingach, w okolicy kas, na salach rozpraw oraz… w okolicach jej własnego gabinetu. W zasadzie dziwne, że nie wpadła na obstawienie go zasiekami z drutu kolczastego. Pod napięciem oczywiście.
Sprawdziłam: wszyscy prezesi wymienionych wyżej sądów przyszli pełnić swoje funkcje w ramach dobrej zmiany.
Jeżeli myślicie, że skoro rzuciliście na pożarcie Małgorzatę Gersdorf, to już nikt się nigdy nie zorientuje, że drugą ręką sankcjonujecie ograniczanie praw tych, którzy was wybrali – to jesteście po prostu strasznie głupi. I najwyraźniej nie na czasie, skoro nie wiecie, że instytucja cenzury naprawdę rzadko kiedy się w dziejach sprawdziła. Rzeczywistość medialna nie działa dziś tak, jak jeszcze kilkadziesiąt lat temu: jeżeli schowamy narkomanów albo bezdomnych, to wszyscy dadzą się przekonać, że oni nie istnieją. Jeżeli zamkniemy drzwi, to wszystko, co działo się w środku, za tymi drzwiami pozostanie. Światem rządzi dziś informacja, a dziennikarz to człowiek, który upierdliwość małego kleszcza ma wpisaną tłustym drukiem w CV.
Choćbyście się ogrodzili fosą z kwasem siarkowym i wpuszczali tajnym przejściem tylko propagandzistów z TVP, i tak znajdziemy drogę (drzwiami, oknem, a nawet bagażnikiem), żeby pokazać, jak robicie sobie z wymiaru sprawiedliwości prywatne folwarki. Szkoda tylko, że musiały przyjść jeszcze równiejsze zwierzęta, żeby niektórym zaczęło to przeszkadzać.