Spędzili w areszcie miesiąc czasu, uznani za zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa. Dziś prokuratura wojskowa zgodziła się, chociaż z niechęcią, zwolnić ich, z tym, że nadal będą „obserwowani”. A poszło o posty na Facebooku.
Zwolnienia aresztowanych przez cały okres ich przetrzymywania domagali się członkowie ich rodzin oraz nieliczni aktywiści domagający się demokratyzacji Jordanii. Wskazywali, że od czasu, gdy kraj przyjął ustawodawstwo ukierunkowane oficjalnie na skuteczną obronę przed terrorystami, jordańskie tajne służby zupełnie według własnego uznania dokonują inwigilacji i aresztowań. Trudno dziwić się, że kraj mający za sąsiadów pogrążone w wojnach wewnętrznych Syrię i Irak chce wprowadzać środki ochrony przed przenikaniem ekstremistów przez granicę. Z drugiej jednak strony w praktyce „antyterrorystyczne” ustawy służą głównie blokowaniu debaty publicznej o pogarszającej się sytuacji gospodarczej państwa i ubożeniu społeczeństwa. Jordania poniosła ogromne straty wskutek zachodniego mieszania się w bliskowschodnie sprawy – Syria i Irak zajmowały czołowe miejsca na listach jej partnerów w wymianie handlowej, znaczne koszty kraj także poniósł pomagając uchodźcom z Syrii, których przyjął ponad 655 tys. (w sumie w kraju mieszka ok. 6 mln osób). Zapewne liczył na pomoc zachodnią, tym bardziej, że Amman od lat jest wiernym sojusznikiem Stanów Zjednoczonych. Jedyny jednak sektor, w którym nadzieje te zostały spełnione, to zakupy broni dla jordańskiego wojska.