O co walczą pracownicy polskich magazynów Amazona w trwającym sporze zbiorowym? Dlaczego uważają, że samorządy nie powinny świętować, gdy na ich terenie otwiera się nowa placówka koncernu? Jakie już odnieśli sukcesy w konfrontacji z koncernem? Portalowi Strajk opowiadają pracownicy Amazon z Sadów pod Poznaniem.
Mówią o sobie: dinozaury z Amazona. Pracują w magazynie słynnego koncernu w Sadach pod Poznaniem od pięciu lat – mało kto wytrzymuje tak długo. Są szeregowymi pracownikami, a równocześnie aktywistami Inicjatywy Pracowniczej. Związek ten wspólnie z „Solidarnością” prowadzi obecnie z potężnym koncernem spór zbiorowy. Wysunął trzy postulaty: wyższe płace (25 zł netto za godzinę), stabilne zatrudnienie, zmiana systemu oceny pracowniczej opartego na normach wydajności.
Agnieszka Mróz pracowała na dziale dock, rozładunku. Została przeniesiona na inny, proces, gdyż, jest przekonana, firma nie życzy sobie związkowców w tych działach, gdzie praca nie jest cały czas monitorowana za pomocą skanera czy komputera.
Krzysztof Dombrowski był zatrudniony w dziale ship, załadunku i wywozu towaru, szkolił ludzi na wózki widłowe. Przeniesiono go do innego działu krótko po tym, gdy organizował swoich kolegów przeciwko zmianom w regulaminie dotyczącym kar porządkowych dla wózkowych. Jego sprawa o dyskryminację będzie rozpatrywana przez sąd pracy.
Beata Dziamska pracuje przy pakowaniu zamówień. Jawną, aktywną działaczką związkową postanowiła zostać po tym, gdy właśnie ludzie ze związku, nie menedżerowie i nie liderzy, pomogli jej po wypadku przy pracy. Gdyby nie oni, dziś nie mogłaby samodzielnie chodzić.
Biegły sądowy ds. BHP, powołany w sprawie pracownika zwolnionego z Amazona, stwierdził, że praca w tej firmie nie jest dostosowana do psychicznych i fizycznych możliwości człowieka. Miał rację?
Krzysztof: Słyszałem, że średni czas pracy w Amazonie to rok i cztery miesiące. Nieoficjalnie w tej firmie uważa się, że pracownik po dwóch latach jest już tak fizycznie zmęczony, że powinien się zwolnić.
Agnieszka: Najwytrwalsi wytrzymują kilka lat. Z osób, które zatrudniały się z nami pięć lat temu, pozostała dosłownie garstka.
Byliście świadkami wypadków przy pracy, sytuacji niebezpiecznych?
Agnieszka: Jako związkowcy wiemy, że w 2018 r. było w Amazonie 356 wypadków w ciągu roku. Niemal jeden dziennie! Fakt, nie ma u nas raczej ryzyka wypadku śmiertelnego, zdecydowana większość klasyfikowana jest jako wypadki lekkie. Niemniej są to urazy trudne do wyleczenia – urazy stawów, nadgarstków, ścięgien.
Beata: To urazy przeciążeniowe, głównie rąk, wprost wynikające z charakteru pracy. Narażone są na nie nawet młode osoby, w wieku 25-27 lat. Bardzo częste są też zasłabnięcia.
Sama byłam niedawno świadkiem takiej sytuacji: kobiecie, która pakowała za mną ciężkie towary, powykrzywiały się palce. Płakała z bólu przy stanowisku, ale bała się to zgłosić. Stwierdziła, że gdyby to zrobiła, zostałaby natychmiast zwolniona. Inna historia – wczoraj byłam u gastrologa z koleżanką z pracy, dział pick. Żeby wyrabiać normę, rzadziej korzystała z toalety, bo się bała. Nabawiła się problemów z jelitami. Ma pilne skierowanie do szpitala, będzie operowana.
Ludzie wolą ryzykować zdrowiem, niż narazić się kierownictwu?
Beata: Tak! W Amazonie pracuje się w nieustannym stresie. Niezbyt grzeczne komentarze menedżerów i liderów, ciągły nacisk na wykonywanie norm, to wszystko wyczerpuje psychicznie. Od ponad roku działam w komisji socjalnej. Coraz częściej trafiają do mnie ludzie z depresją, z myślami samobójczymi. Dwukrotnie miałam do czynienia z sytuacją, gdy pracownik chciał odebrać sobie życie.
Krzysztof: Jako związek otrzymujemy coraz więcej zgłoszeń od ludzi, którzy czują się nękani. Ciągle słyszą uwagi, że źle pracują, że trzeba szybciej. W zeszłym tygodniu zadzwonił do mnie chłopak z działu pick. Opowiedział, że menedżer powiedział mu, że ciągle nie wyrabia normy, jest za mało wydajny i najlepiej byłoby, żeby odszedł z pracy. Pokazał mu wyciąg z procentowym zapisem wykonania normy. Miał 99 proc. – i to było za mało.
Jak reagują menedżerowie, kiedy zdarzy się wypadek?
Beata: Gdy ktoś się źle poczuje, trafia do ratownika medycznego, który cały czas stacjonuje w zakładzie. Pozwala się takiej osobie chwilę odpocząć – a potem znowu do pracy. Jeśli ktoś czuje się bardzo źle, firma czasem oczekuje, żeby zadzwonić do rodziny i pojechać do domu na własną odpowiedzialność.
Agnieszka: Sądzę, że firma woli zadzwonić po taksówkę lub rodzinę, niż po karetkę. Widok karetki pod magazynem to straty wizerunkowe.
Beata: Amazon jest wielką korporacją, a jednak, uważam, oszczędności są dla firmy ważniejsze niż ludzie. To było też wyraźnie widać podczas ostatniej fali upałów.
Co się wtedy wydarzyło?
Beata: Ludzie byli dowożeni do pracy autobusami, w których temperatura dochodziła do 40 stopni. Były sytuacje, kiedy wsiadali, a na następnym przystanku wysiadali, bo nie mogli wytrzymać. Mieli dojechać do pracy wykończeni, a potem jeszcze pracować 10 godzin?! A co z kierowcami – na nich też taka temperatura oddziałuje. To jest stwarzanie zagrożenia. Pracownicy dzwonili do koordynatora transportu, mówili, jaka jest sytuacja. Słyszeli: wysiadajcie, idźcie do domu. Potem okazało się, że dostali naganę.
Krzysztof: Jeszcze inna oburzająca sprawa, wydawałoby się – podstawowa. Toalety w magazynie są rozmieszczone w takich miejscach, że dotarcie do nich z końca budynku zajmuje sporo czasu. Trzeba wyłączyć skaner i menedżerowie od razu widzą: przez 15 minut się nie pracowało.
Beata: Oczywiście w takiej sytuacji natychmiast pada potem wezwanie do menedżerów. Trzeba się tłumaczyć, skąd ta przerwa.
Pracownik musi wyjaśniać, że poszedł do toalety?!
Agnieszka: Żeby wykonać niemal każdą czynność, np. spakować produkt, skanuje się bez przerwy kody kreskowe na produkcie, na regale, na pudle itd. A więc kiedy w systemie widać, że nic nie skanujesz, to przełożeni myślą, że nic nie robisz i wtedy musisz się tłumaczyć. Co więcej, każdą przerwę, nawet na toaletę, musisz nadrobić, bo w tym czasie spada norma wydajności, ten czas nie jest wyłączany spod oceny.
Prawo stanowi, że toaleta powinna znajdować się 75 metrów od stanowiska pracy. Kiedy stoi się na końcu magazynu, oczywiście jest się dużo dalej. Regały poustawiane są tak, że pracownik na dziale pick dostaje na skaner polecenia, że ma poruszać się między nimi „metodą węża”, tak powinien go prowadzić system. Amazon starał się przed Inspekcją Pracy wykazać, że przy takim poruszaniu się w którymś momencie dojdzie się do miejsca, gdzie faktycznie odległość od toalety wynosi 75 metrów… czyli nie ma problemu.
Ciągle powracają te normy… Jak to działa, że ludzie, żeby je wykonać, nie chodzą do toalety, rezygnują z przerw, a potem i tak dowiadują się, że za mało się starają?
Krzysztof: Na porządną przerwę w zasadzie nie ma czasu. Teoretycznie jest 15 minut, ale np. z działu ship do toalety idzie się sześć minut. Zostaje dziewięć na to, żeby dojść do szatni i coś szybko zjeść, a właściwie przełknąć.
A co do norm… Ja działam w komisji BHP. Nieustannie zadajemy im pytanie: dlaczego normy rosną? Amazon nie potrafi albo nie chce nam tego wytłumaczyć.
Agnieszka: To, co wiemy o funkcjonowaniu systemu ustalania norm, słyszeliśmy od zaprzyjaźnionych menedżerów. Oni nam powiedzieli, że system odrzuca wyniki najwolniejszych pracowników (niektórzy mówią o 10 proc., inni o dziesiątym percentylu) i na tej podstawie ustala nowe kryteria. Amazon w oficjalnych rozmowach powiedział nam tyle, że normy ustalane są na podstawie wyników z poprzedniego miesiąca i to, jak się zmieniają, jest tajemnicą przedsiębiorstwa. Wielokrotnie domagaliśmy się dokumentów i nigdy ich nie otrzymaliśmy.
Normy rosną nieustannie?
Agnieszka: Uściślijmy. Nie ma jednej normy dla wszystkich działów. Norma zależy od wielkości produktu, lub czy pakuje się produkty pojedynczo czy w wielopaki, i od wielu innych czynników. Zdarza się więc, że niektóre normy w pewnych momentach spadają. Niemniej to wyjątki od reguły. Przeanalizowaliśmy dane z ostatnich trzech lat i przekonaliśmy się, że zdecydowana tendencja jest wzrostowa.
Beata: Czasem pracownik wypracowuje normę, a nawet wykonuje nadwyżkę, a innym razem nie wyrabia się i słyszy od menadżera: musisz się poprawić! Są też sytuacje, gdy ocena wydajności pracy spada, bo stanowisko pracy było przez jakiś czas niesprawne.
Krzysztof: Ocena wydajności pracy może spaść także dlatego, że w danym momencie pracy jest mało i ludzie stoją.
Agnieszka: Dlatego w naszym sporze zbiorowym dokładnie domagamy się natychmiastowego zawieszenia i zmiany załącznika nr 3 do regulaminu pracy. To właśnie tam jest mowa o normach, a za ich niewyrabianie dostaje się feedback – tak mówimy w amazonowym żargonie. Stąd hasło: stop feedbackom! Bo pracownicy nie tylko nie znają dokładnego mechanizmu ustalania norm. Nie mogą też odwołać się od negatywnej oceny wydajności, a ona może być podstawą zwolnienia. Prowadzimy obecnie około piętnastu spraw w sądzie pracy. Dotyczą w większości pracowników, którzy zostali zwolnieni za niewykonanie normy lub którym zarzucono, że zbyt często korzystali ze zwolnień lekarskich. Jedną sprawę wygraliśmy, sąd polecił przywrócenie naszego kolegi do pracy. Amazon się odwołał. I mimo to cały czas wręcza feedbacki i zwalnia za normy. Musimy to powstrzymać.
W sądzie firma tłumaczyła, że może egzemptować, czyli wycofać danej osobie negatywną ocenę. Z tym, że nie ma żadnej procedury, kiedy i na jakiej zasadzie tak się dzieje. Dodam też, że Amazon w naszej opinii nie traktuje swoich norm zgodnie z art. 83 kodeksu pracy, który mówi, że normy mogą rosnąć tylko wtedy, kiedy pracodawca wprowadza technologiczne ulepszenia. Amazon nazywa swoje normy „wskaźnikami” i stoi na stanowisku, że regulacje art. 83 go nie dotyczą. My w sporze zbiorowym nieustannie powołujemy się na ten artykuł i twierdzimy, że to są jednak normy. Powtórzę, na ich podstawie zwalnia się ludzi.
Wspomnieliście o pracowniku, który osiągał 99 proc. normy, a menadżer oceniał, że to za słabo. Media nagłaśniały również inne przypadki osób, które traciły pracę, mając wyniki rzędu 90 proc., z oburzeniem komentując taki system. Rozumiem, że mimo to niewiele się zmieniło.
Agnieszka: Kiedy Amazon chce zwolnić pracownika, który należy do związku, musi się z nami skonsultować. Przez nasze ręce przechodzą więc te dokumenty. Dostajemy w ramach uzasadnienia tabelę z wynikami procentowymi. Nie ma ludzi, którzy uzyskują wyniki w granicach 20 proc.! Czytamy: jeden tydzień – 97 proc., następny – 99 proc., inny – 94 proc., słabszy – 87 proc. Cztery tygodnie z gorszymi wynikami to dla Amazon rekomendacja do zwolnienia nawet „dinozaura”, doświadczonego pracownika. W trakcie konsultacji jest teraz u nas przypadek pracownicy, której niewiele brakuje do wieku emerytalnego i która jest właśnie w takiej sytuacji.
Beata: Znam mężczyznę, który pracował na Uniwersytecie Przyrodniczym, przeszedł na emeryturę, chciał dorobić w Amazonie. Wykształcony, przyzwyczajony do pracy – tutaj, przez ogólną atmosferę, dorobił się depresji.
Amazon kontroluje nas nawet na zwolnieniu lekarskim. Wynajął do tego firmę zewnętrzną Conperio. Kiedy leżałam w szpitalu, przygotowywana do operacji, do mojego domu przyszedł ich pracownik, rozmawiał z moją córką, która powiedziała, gdzie jestem. Wzięłam z sekretariatu szpitala zaświadczenie, że przebywam na leczeniu. Przekazałam je do firmy. Po czterech dniach otrzymałam pismo, że mój zasiłek chorobowy zostanie wstrzymany, bo nie przestrzegam warunków zwolnienia lekarskiego. Udało się to odkręcić, ale przecież cała sytuacja oznaczała dodatkowy stres. I znowu – nie był to wyjątkowy wypadek.
Agnieszka: W kilkunastu podobnych sprawach związek interweniował do ZUS. Informował, że zwolnienie było realizowane zgodnie z zaleceniami lekarza. Zawsze wygrywaliśmy.
A więc kolejny straszak?
Beata: Tak.
Cały ten obraz, który rysujecie, jest dość przerażający. Jak to zatem jest, że Amazon nie ma problemu z rekrutacją pracowników?
Krzysztof: Amazon celowo otwiera swoje magazyny w rejonach, gdzie trudno o jakąkolwiek pracę. 90 proc. członków załóg pochodzi z małych miejscowości. Niektórzy dojeżdżają do i z magazynu nawet 3 godziny. Trzy godziny na dojazd, dziesięć i pół w pracy.
Kierownictwo firmy świetnie wie, że zatrudnia ludzi, którzy są w sytuacji bez wyjścia, potrzebują jakiegoś źródła dochodu. Dlatego przeciąga się w nieskończoność moment, w którym pracownik dostaje umowę na stałe, żeby mieć tego człowieka w garści, wywierać na niego presję, powtarzać, że na umowę musi dopiero zasłużyć.
Większość pracowników ma umowy czasowe?
Agnieszka: Liczba osób zatrudnionych na umowach agencyjnych cały czas się zmienia, w czasie wzmożonych zamówień nawet przerasta liczbę osób zatrudnionych bezpośrednio. Do tego ok. połowa na umowach bezpośrednio od Amazon pracuje na umowach czasowych, a nie na czas nieokreślony.
W magazynie pod Poznaniem Amazon nie prowadzi bezpośredniej rekrutacji. Najpierw pracuje się przez maksymalnie 9 miesięcy przez agencję pracy, Adecco lub Randstadt. Dziewięć kolejnych umów na miesiąc, chociaż bywa też, że dostaje się umowę na dwa tygodnie. O tym, czy będzie następna umowa, informuje menadżer ostatniego dnia pracy. Następnie, jeśli Amazon ma dla ciebie ofertę pracy, podpisujesz trzymiesięczną umowę na okres próbny, zupełnie jakby firma nie wiedziała, jak pracujesz i co potrafisz. Następna umowa jest na rok. O tym, czy zostanie przedłużona, czy nie, też dowiadujesz się w ostatniej chwili.
W trwającym obecnie sporze zbiorowym zażądaliście stabilnego zatrudnienia, umów na czas nieokreślony. Jak firma to przyjęła?
Agnieszka: Wysunęliśmy jasne i mocne żądanie: żadnych agencji, żadnych umów czasowych. Potem sugerowaliśmy zarządowi, że jesteśmy gotowi zmodyfikować ten postulat: przejściowo chcieliśmy się zgodzić się, żeby zatrudnianie przez agencję było dopuszczalne w okresach szczególnie „gorących”, np. czwartym kwartale roku. Amazon się nie zgodził. Proponowaliśmy też, żeby firma nie dawała już umów na okres próbny osobom, które wcześniej pracowały za pośrednictwem agencji. Znowu – odmowa.
Wnioskujemy z tego, że firma ustaliła sobie taki model biznesowy, oparty na niepewności zatrudnienia. Z tym samym problemem zmagają się zresztą nasi koledzy i koleżanki z innych krajów. W Niemczech nie ma umów agencyjnych, ale czasowe są w powszechnym użyciu. W Stanach Zjednoczonych politykę zatrudnienia w Amazon można ogólnie podsumować jako fire and hire, zwolnij-zatrudnij, nie ma tam w ogóle umów na czas nieokreślony.
Waszym postulatem są również podwyżki – 25 zł netto za godzinę dla każdego pracownika. Tymczasem Amazon przekonuje, że już teraz oferuje konkurencyjne stawki, a niedawno sam, z własnej woli, podniósł wynagrodzenia.
Agnieszka: Opowiem, jak było z tym podniesieniem wynagrodzeń.
Trwał już spór zbiorowy. Odbyło się pierwsze spotkanie z mediatorem. Amazon i związki podały swoje oczekiwania, umówiliśmy termin następnych rozmów. Miały zacząć się dwa tygodnie później, o godz. 10. Tymczasem o 7 rano dostaliśmy SMS: Amazon podnosi pensje! Akurat w momencie, kiedy na stole negocjacyjnym było żądanie płacowe!
Spotkanie mediacyjne tego dnia było ostatnim. Amazon położył protokół rozbieżności na stole i podpisał go jednostronnie. Jesteśmy przekonani, że zakończył mediację tylko dlatego, żeby odebrać nam prawo do przeprowadzenia strajku ostrzegawczego, który można zorganizować bez wcześniejszego referendum, ale tylko na etapie mediacji. A podwyżkę przyznał po to, żeby odebrać związkowi argument płacowy i na chwilę uciszyć głosy niezadowolenia.
Krzysztof: Fakt, ostatnie podwyżki wynoszą od 8 do 14 procent. Procentowo brzmi nieźle. Tyle, że procent od niskiej pensji daje małą podwyżkę. I nadal są to pieniądze nieproporcjonalne do wykonywanej ciężkiej pracy.
Beata: Ludzie, którzy rozmawiali ze mną o ostatniej podwyżce, mówili, że dalej chcą z nami walczyć o te 25 zł za godzinę na rękę. Świetnie rozumieli, że Amazon chciał nas po prostu wyprzedzić, zareagował na to, że załoga zaczyna się organizować, a nie bezinteresownie pokazał dobrą wolę.
Agnieszka: Ale niezależnie od wszystkiego, jako związkowcy uważamy te podwyżki za sukces. Zawsze firma ogłaszała zwiększenie wynagrodzeń we wrześniu czy październiku, żeby przyciągnąć nowych chętnych do pracy przed świątecznym szaleństwem. Tym razem nastąpiło to dużo wcześniej, ogłoszono je w czerwcu– pracownicy obiektywnie skorzystali.
Jeśli mowa o sukcesach w działalności związkowej – jakie jeszcze sytuacje możecie przywołać?
Krzysztof: Na dziale ship, gdzie pracowałem, stworzyłem silną grupę, która działała przeciwko dziwnym zmianom w regulaminie. Sytuacja była absurdalna: najpierw zmieniano nam regulamin wprowadzając kary porządkowe za łamanie zasad BHP, potem kazano nam, można powiedzieć, łamać ten regulamin, bo inaczej nie dałoby się w odpowiednio krótkim okresie załadować oczekiwanej liczby aut, ale równocześnie zapowiadano, że jeśli ktoś zostanie złapany na łamaniu zasad, to zostanie ukarany – straci uprawnienia. Zbuntowaliśmy się. Oddaliśmy badge, czyli identyfikatory, które pozwalają wykonywać określone funkcje, w tym wypadku jechać wózkiem. Nie byłoby komu jeździć i w ten sposób wstrzymaliśmy ten regulamin. A ja zacząłem walczyć mocno dalej. Tym razem o podwyżki dla wózkowych. Tutaj całkowitego sukcesu nie było, ale zdobyliśmy dodatkowe pieniądze za zdanie kursu na wózek widłowy, w kwocie prawie 3 tys. złotych.
Sądzę, że za to, jak mocno byłem zaangażowany, przeniesiono mnie na dział pick. Sprawa trafiła do sądu.
Agnieszka: Będziemy się starali wykazać, że Krzysztofa przeniesiono w związku z zaangażowaniem związkowym. Nie będzie to proste, bo Amazon zatrudnia wszystkich na identycznym stanowisku pracownika magazynowego ds. logistycznych. Kiedy kierownictwo chce przenieść daną osobę z działu do działu wystarczy, że stwierdzi, że taka jest potrzeba biznesowa. Niemniej – spróbujemy, mamy silne argumenty. Nie może być tak, że pracownik, który się organizuje lub podnosi słuszną krytykę, jest rzucany na inny dział. Nie godzimy się na to. Niestety Amazon często bez konsultacji i wbrew woli pracowników przerzuca ich z działu na dział, nawet jak idzie komuś lepiej na starym dziale, w naszej opinii ma to rozbić więzi między ludźmi. Często dzieje się tak na początku każdego roku. Zawsze słyszmy „potrzeba biznesowa” – a gdzie potrzeby pracowników?
Krzysztof: Odkąd jawnie działałem jako związkowiec, ludzie przychodzili do mnie z różnymi problemami. W końcu powiedziałem: sam nie jestem w stanie wszystkiego załatwić. Potrzebuję waszych rąk, musimy wspólnie się zastanowić, jak działać. Gdybym szedł do menedżerów sam, to nic by z tego nie wynikło. Ale kiedy idzie 60 osób – to już muszą podjąć z nami rozmowę.
To, że udało mi się zmotywować ludzi, sprawić, że się zbuntowaliśmy, to mogę uważać za sukces. Bo przebieg rozmów z zarządem sukcesem z pewnością nie był. Każde spotkanie z zarządem kończyło się na niczym. Mam wrażenie, że gdyby prawo nie zmuszało firmy do rozmów ze związkami, to Amazon po prostu by nie rozmawiał. W większości spraw jesteśmy ignorowani.
Ale możecie poruszać się po terenie zakładu, rozmawiać z kolegami i koleżankami?
Agnieszka: Możemy jedynie mieć dyżury na kantynie. Teoretycznie można do nas podejść w trakcie przerwy, ale wtedy pracownicy potrzebują coś zjeść, zadzwonić do domu… Tablicę związkową mamy tylko w jednym magazynie, w Sadach. W innych miejscach ciągle nie udało się w tej sprawie porozumieć z Amazonem.
Beata: Nawet jeśli ktoś chce zapisać się do związku, to czasem słyszy od menadżera lub lidera, że w naszej firmie nie jest to mile widziane. Dlatego tylko część związkowców IP jest ujawnionych, a składek członkowskich nie pobieramy za pośrednictwem firmy. W pracy jesteśmy szeregowymi członkami załogi, nie ma u nas etatowych związkowców. Przez to, że czas na kontakt z ludźmi w pracy jest tak ograniczony, nasze zadania realizujemy w znacznej mierze po godzinach – po powrocie do domu odbieramy telefony, czytamy maile, odpowiadamy na pytania. Staramy się jednak nikomu nie odmówić, skoro już się podjęliśmy tej pracy. I wierzę, że teraz to zaprocentowało.
Krzysztof: Wszystkie sytuacje, kiedy organizowaliśmy się na poszczególnych działach, lokalnie, w końcu przełożyły się na masę krytyczną.
Ludzie przestają się bać? Wierzą, że poprzez solidarność można wywalczyć lepsze warunki pracy?
Agnieszka: Oczywiście strach ciągle jest. Ale jest też coraz więcej świadomości, że pracownik nie ma szans w sytuacji 1:1 z menedżerem.
W referendum strajkowym głosuje setki osób. Ludzie mówią: wreszcie! Po trzech dniach jeżdżenia z urną do głosowania jest w nas mnóstwo optymizmu. Nie spodziewaliśmy się aż takiego poparcia. Żeby ogłosić strajk, musimy mieć siedem tysięcy głosów ”za” – wierzymy, że to jest możliwe, chociaż łatwe nie będzie. Dlatego będziemy prowadzić referendum nie tylko tradycyjnie, jeżdżąc z urną, ale też przez internet. Amazon jest taki dumny z tego, że jest cyfrowym gigantem – my możemy wykorzystać technologię, żeby odzyskiwać godność, a nie po to, żeby przykręcać ludziom śrubę. Mamy nadzieję, że będzie to też jakiś wzór dla innych protestujących związków.
Amazon zapewne pilnie obserwuje wrzucane przez was filmiki, na których ludzie stoją w kolejkach, by wrzucić głos do urny.
Agnieszka: W poniedziałek – pierwszy dzień referendum – kierownictwo firmy ogłosiło, że otwiera kolejny magazyn, w Okmianach, zatrudni kolejne tysiąc osób. Wiadomo, że świeżo przyjęci pracownicy nie będą chętnie głosować za strajkiem…
Ale temu, że firma działa w ten sposób, nawet się nie dziwimy. Smutniejsze jest to, że bywa, że samorządy z radością reagują na to, że powstanie u nich nowy magazyn. Tymczasem na całym świecie tam, gdzie Amazon się pojawia, pensje w regionie maleją. Są badania, które na to wskazują. My pokazujemy, jakie to są miejsca pracy, jaki charakter zatrudnienia. Udowadniamy, że cieszyć się nie ma z czego.
Rozmawiała Małgorzata Kulbaczewska-Figat.