– Wykluczyliśmy zarówno usterki techniczne, jak i błąd pilotów – mówił Aleksander Smirnow, zastępca dyrektora generalnego Metrojet. – Jedyną możliwe przyczyny katastrofy to uderzenie z zewnątrz – stwierdził. Na pokładzie znajdowały się 224 osoby, wszystkie zginęły.
Airbus wystartował z Szarm-el-Szejk o 3 w nocy lokalnego czasu 31 października, miał dotrzeć do St. Petersburga. Po 23 minutach lotu zniknął z radarów i spadł; jego wrak odnaleziono na pustyni w środkowej części Płw. Synaj. Mimo początkowych sygnałów o głosach, dochodzących z wnętrza pozostałości Airbusa, nikt nie przeżył katastrofy. Znaczną większość stanowili Rosjanie, w większości turyści wracający z wakacji w Egipcie.
Pierwsze komunikaty, zwłaszcza ze strony egipskiej, sugerowały właśnie techniczne problemy – piloci zgłaszali je zaraz po starcie; zanim stracili łączność prosili o możliwość lądowania awaryjnego na lotnisku w Kairze. Dementuje to Metrojet. Smirnow twierdzi, że samolot musiał doznać jakiegoś uszkodzenia, które spowodowało, że zaczął spadać, nie chce jednak wchodzić w szczegóły, aby nie zaszkodzić toczącemu się śledztwu. Zdaniem Smirnowa fakt, iż załoga nawet nie próbowała nadać sygnałów ratunkowych oznacza, że całkowicie straciła łączność. Pasażerowie zginęli prawdopodobnie z powodu nagłej zmiany ciśnienia w momencie, w którym samolot rozpadł się na dwie części. Irlandzka maszyna, wypożyczana przez Metrojet, była zdaniem linii całkowicie sprawna. – Samolot był w 100 proc. gotów do lotu, inaczej nie byłby używany – stwierdziła Oksana Golowina, rzeczniczka firmy. Zapowiedziała też, że Metrojet zamierza kontynuować loty na trasie Egipt-Rosja, dwa pozostałe samoloty są poddawane kontroli technicznej, a dwa inne już ją zakończyły; nie wykazano żadnych usterek. – Gdybyśmy mieli jakiekolwiek wątpliwości co do jakości naszych samolotów czy pracy naszego personelu, przestalibyśmy latać. Jesteśmy jednak przekonani, że nasze normy spełniają, a nawet przekraczają wymagania, konieczne do bezpiecznej pracy – mówi Golowina.
Zupełnie innego zdania są eksperci egipscy, którzy rozpoczęli już analizę czarnych skrzynek. Ich zdaniem wykluczyć należy jakiekolwiek uderzenie ciała obcego w samolot.
Do zamachu już w sobotę przyznała się związana z Państwem Islamskim grupa zbrojna, jednak zarówno Rosja, jak i Egipt zgodziły się, że terroryści nie dysponują sprzętem, pozwalającym na zestrzelenie samolotu, lecącego na wysokości 9 km nad ziemią. Wciąż nie wykluczono jednak tego, żeby przyczyną katastrofy była bomba (lub zamachowiec samobójca) znajdująca się na pokładzie. To z kolei oznaczałoby, że zawiodły normy bezpieczeństwa na lotnisku w Szarm-el-Szejk, a zatem że odpowiedzialność za tragedię spoczywa na egipskich służbach. Nie ma jednak jak dotąd żadnych dowodów, potwierdzających tę tezę.