Sekretarz obrony USA John Kerry złożył niezapowiedzianą wizytę w Bagdadzie. Zapowiada rychłe zwycięstwo nad Państwem Islamskim, a wojska amerykańskie ogłaszają kolejny sukces w walkach z organizacją.
Koordynacja uderzenia lądowego z atakami powietrznymi prowadzonymi przez koalicję pod amerykańskim dowództwem pozwoliły armii irackiej wejść do Hit – jednego z kluczowych miast w prowincji Anbar, przed 2011 r. liczącego niemal 100 tys. mieszkańców. Jak w przypadku innych miast, które trzeba było odbijać z rąk ISIS, również w tym przypadku umocnienie pozycji w mieście potrwa przynajmniej kilka tygodni. Iraccy dowódcy poinformowali wprawdzie, że zajmujący dotąd Hit terroryści uciekli w popłochu, nie ma jednak wątpliwości, że w ruinach miasta pozostały ładunki wybuchowe, samochody pułapki i inne zasadzki. Szacuje się, że w mieście pozostało nawet 300 dżihadystów, którzy w momencie wkroczenia wojsk irackich ukryli się wśród cywilów, a w najbliższych dniach będą mogli organizować samobójcze ataki na żołnierzy.
Propagandowo nie bez znaczenia jest również fakt, że wielu mieszkańców Hit, podobnie jak całej prowincji Anbar, to sunnici, którzy szczerze i z nadzieją witali Państwo Islamskie. Nie tyle dlatego, że pałali żądzą mordowania i niszczenia, co dlatego, że po dyskryminacyjnej polityce zdominowanego przez szyitów rządu władza współwyznawców – nawet fundamentalistów – wydawała im się wcale niezłą perspektywą. Kilkanaście miesięcy życia pod rządami „kalifa” sprawiło, że w większości zmienili zdanie. Naprzeciw irackim żołnierzom masowo wychodzili mieszkańcy miasta, machając białymi flagami, by uczestnicy ofensywy nie wzięli ich za „żywe tarcze” ISIS (ta barbarzyńska metoda była nie raz wykorzystywana przez dżihadystów).
Gorzej wyglądają sprawy na drugim odcinku ofensywy armii irackiej – w stronę Mosulu. Tam ofensywa wojsk irackich i wspierających je szyickich milicji po kilku dniach utknęła w martwym punkcie, czego zresztą eksperci się spodziewali. Mimo to John Kerry, którzy dzisiaj złożył nadzwyczajną wizytę w Bagdadzie, tryskał optymizmem. – Dni Państwa Islamskiego są policzone – powiedział. – Zwyciężymy, ostatnie wydarzenia dowodzą, że tak naprawdę już zwyciężamy.
Sekretarz obrony USA słusznie zwrócił uwagę na fakt, że ISIS traci nie tylko terytorium, ale i dochody. Cofając się coraz bardziej na północ, musiało porzucić 1/3 zagarniętych w ubiegłym roku roponośnych ziem Iraku. Łącznie obszar tego kraju zawłaszczony przez „kalifat” skurczył się o 40 proc. Odbijanie terytorium nie zakończy jednak problemów, które zrodziły poparcie dla fanatyków dżihadu. Szyicki rząd w pierwszej kolejności musi zaprzestać dyskryminowania ludności sunnickiej. Tyle zrobić może. Na odbudowę kraju ze zniszczeń potrzebowałby zewnętrznej pomocy; sam odpowiednich środków nie posiada.