Andrzej Włodarczyk, kierowca kieleckiego MPK, został niesłusznie wyrzucony z pracy, należy mu się odszkodowanie. To już prawomocne orzeczenie i koniec głośnej sprawy, w której przeciwko pracownikowi było nie tylko szefostwo spółki, ale i… jego niedawni koledzy ze związku zawodowego „Solidarność”.
Andrzej Włodarczyk stracił zatrudnienie w MPK w Kielcach w czerwcu ubiegłego roku. Jako przyczynę podano „przekroczenie granic dozwolonej krytyki wobec przełożonych i organów pracodawcy”. Świętokrzyski okręg Partii Razem, który nagłośnił sprawę na swoim profilu na Facebooku, informuje, że pracownik dawał znać m.in. o samochodach parkujących w zatoczkach dla autobusów, wskazywał dziury w jezdniach czy sugerował, że kierowcom na postojach daje się za mało czasu na odpoczynek. Włodarczyk nie zgodził się z decyzją pracodawcy i oddał sprawę do sądu. Początkowo domagał się przywrócenia do pracy, potem żądał odszkodowania.
W listopadzie rację przyznał mu kielecki sąd rejonowy, ale MPK złożyło apelację. W środę zapadł wyrok w Sądzie Okręgowym. Też korzystny dla pracownika. Sąd orzekł, że Włodarczyk krytykował kierownictwo swojego zakładu, ale kierował się w tym jego dobrem, formułował konstruktywne uwagi i postulaty, w żaden sposób nie zaszkodził MPK. Pracownik otrzyma odszkodowanie w wysokości trzech miesięcznych pensji. Orzeczenie jest prawomocne.
Skandaliczne w całej sprawie było zachowanie rzekomych obrońców praw pracowniczych – związkowców z zakładowej „Solidarności”. Ile razy zjawiali się w sądzie, za każdym razem bronili prezeski MPK Elżbiety Śreniawskiej. Sugerowali, że ich były już kolega (Włodarczyk także działał w związku) słusznie został zwolniony z pracy. Taką samą opinię wyraził na piśmie Bogdan Latosiński, honorowy przewodniczący organizacji „Solidarności” w zakładzie, obecnie poseł PiS. Na osobiste przybycie do sądu nie znalazł czasu.