Rafał Piasecki, domowy oprawca, zabrał głos. W jednym zdaniu przeprosił, w następnym wyjaśnił, że go sprowokowano. W kolejnym przyznał, że go to nie usprawiedliwia. W jeszcze kolejnym wypomniał, że „kupował drogie prezenty”, a żona tego nie doceniała. No i stąd ten akt rozpaczy, albo, jak raczył podsumować to jego adwokat, „wołanie o miłość” w postaci razów i wyzwisk. Znam te manipulacyjne tłumaczenia na pamięć. Znam też na pamięć epitety, które padają w nagraniu. Nie były dla mnie zaskoczeniem. To kanon. Jestem dzieckiem wychowanym w domu, gdzie była przemoc. Dlatego nie potrafię przejść do porządku dziennego nad kolejnymi odcinkami sprawy „Piasecki versus Piasecka”.
Moja matka, tak jak Karolina Piasecka, skończyła studia. I też słyszała, że jest debilem, który do niczego się nie nadaje. I że się puszcza. Jeśli synonimem sukcesu jest wyższe wykształcenie rodziców, praca w wymiarze sprawiedliwości, wyjazd na wakacje co roku i lekcje angielskiego po szkole – to tak, jestem z „dobrego” domu. W którym widziało się i słyszało takie rzeczy, jak na nagraniu żony radnego z Bydgoszczy. Kiedyś Piotr Najsztub powiedział o filmie Smarzowskiego „Dom zły”, że przy jego domu rodzinnym to bajka dla grzecznych dzieci. Pomyślałam, że coś w tym jest.
Wyjście z przemocowego związku w Polsce graniczy z cudem. I nic się nie zmieniło od przełomu lat 80. i 90. kiedy moja mama toczyła swoją walkę. Wiele ją to kosztowało. Karolina Piasecka kilka lat temu założyła swojemu mężowi Niebieską Kartę. I powiedziała, że to była „straszna noc”. U nas tak to działa. Przyjeżdża policja, informuje: „dzień dobry, zakładamy NK. Pan/i się znęca”. Czasem zabiera na 24 do Izby Wytrzeźwień. Albo i nie. Czasem pouczy. Dzień dobry, wezwanie było. To brzydko, że się pan/i znęca. Do widzenia, miłego wieczoru.
Odseparowanie ofiary od sprawcy przed wszczęciem postępowania karnego jest fikcją. Było fikcją w roku 1990 i jest nią w 2017. Och, było mnóstwo nowelizacji. Można wydać nakaz opuszczenia wspólnego mieszkania, potem zmienić zamki. Ale ten nakaz wydaje sąd albo prokuratura. A to trwa tygodnie, miesiące. W tym czasie sprawca się mści. To tego ofiary, nawet gotowe walczyć o siebie, boją się najbardziej. Gehenny samego postępowania. Nadal to ofiary z dziećmi uciekają z domu. Ale do tego też nie wystarczy samo przełamanie wstydu i strachu. Trzeba mieć jeszcze dość pieniędzy w kieszeni, determinacji i wsparcia u bliskich, żeby się odizolować, ukryć i w tym wytrwać. Bo państwo jest bezradne. A teraz również ideologicznie nastawione na „jedność rodziny” za wszelką cenę.
A potem zapada wyrok. Najczęściej w zawieszeniu. Albo rozwód z orzeczeniem o winie, ale – jak w przypadku mojego ojca – bez nakazu eksmisji. Sprawy mieszkaniowe niech sobie państwo rozwiążą we własnym zakresie. Albo pani dalej wynajmuje za swoje pieniądze, albo wraca i ryzykuje, że pan panią zabije. Albo niech pani zakłada kolejną sprawę w sądzie cywilnym. No, moi drodzy państwo, dogadajcie się jakoś. Nie muszę chyba dodawać, jak wielki prezent jest to dla sprawcy.
Adam Bodnar w styczniu 2016 skierował do Ministerstwa Rodziny i Pracy pismo, w którym domagał się zwiększenia ochrony ofiar postępowań o znęcanie. Ministerstwo zapowiedziało, że w 2017 uruchomi dodatkową ogólnopolską infolinię dla ofiar przemocy. W latach 2018-2019 być może powstaną dwa specjalistyczne ośrodki wsparcia. No, bonusowo dołożymy zapis, że Niebieską Kartę będzie mógł założyć kurator. Serio? To jest wasza pomoc?
Ostatnia ogólnokrajowa rządowa kampania społeczna dotycząca przemocy domowej pochodzi z 2005 roku. Moja mama była jej oficjalnym ambasadorem.
Na zajęciach z przygotowania do życia w rodzinie nie usłyszycie, jak rozpoznać sygnały świadczące o skłonnościach do przemocy domowej. Nigdy nie zaczyna się od razu od uderzenia. Zacząć się martwić należy dużo wcześniej. Niepokojąca zazdrość, próba uzależnienia finansowego, zniechęcanie do kontaktów ze znajomymi, kontrolowanie czyjegoś czasu, podważanie czyichś sukcesów, osłabianie wiary w siebie, wybuchy niekontrolowanej złości, chęć postawienia na swoim za wszelką cenę. To klasyczna droga do rodzącej się przemocy, sygnały, które wymieni z zamkniętymi oczami każdy specjalista i każdy, kto kiedykolwiek z przemocą domową się zetknął. To sygnały, które najczęściej się lekceważy. Nie są zarezerwowane dla patologicznych rodzin. Czy to polityk, czy prawnik, budowlaniec czy lekarz, mężczyzna czy kobieta – jeśli widzisz te cechy u partnera/partnerki – prawdopodobnie dobrze zrobisz, jeśli uciekniesz nim będzie za późno, bo potem państwo Ci nie pomoże. A prezydent mrugnie okiem, że konwencji antyprzemocowej nie wypowie, bo juz tam nie będzie robił cyrków, ale stosować jej przecież to tak bardzo znowu nie trzeba.