Site icon Portal informacyjny STRAJK

Komu nie podoba się zawieszenie broni w Syrii?

Rosyjsko-amerykańskie porozumienie dotyczące zaprzestania walk w południowej Syrii bardzo nie spodobało się w Izraelu. Premier Binjamin Netanjahu widzi w nim głównie przyzwolenie na wzrost znaczenia największego regionalnego rywala – Iranu.

Benjamin Netanjahu, premier Izraela/wikimedia commons

Ustanowienie strefy wolnej od działań bojowych w południowej Syrii, przy granicy z Jordanią, zostało przyjęte przez społeczność międzynarodową – przynajmniej w słowach – z nadzieją na zakończenie przelewu krwi w Syrii ze wszystkimi jego konsekwencjami. Premier Izraela Binjamin Netanjahu nie kryje się jednak z tym, że porozumienie zawarte po spotkaniu Donalda Trumpa i Władimira Putina wcale mu się nie podoba. Netanjahu uważa, że głównym efektem porozumienia będzie umocnienie irańskiej obecności w Syrii.

Szkolone przez irański Korpus Strażników Rewolucji Islamskiej i dowodzone przez jego oficerów szyickie oddziały uratowały sytuację Baszszara al-Asada, gdy szala zwycięstwa w wojnie zdawała się definitywnie chylić na stronę opozycji, a syryjskiego prezydenta opuszczali generałowie i wysocy rangą współpracownicy. W rezultacie faktyczna zależność syryjskiego rządu od irańskiej pomocy tylko się pogłębiła. Dla Izraela natomiast klienckie państwo Iranu tuż u własnych granic to scenariusz absolutnie niechciany. Stąd mniej lub bardziej dyskretna pomoc Tel Awiwu dla sił walczących z al-Asadem. Wszelkiej, także ekstremistycznej, proweniencji.

Tymczasem porozumienie, które wysłannik ONZ do Syrii nazywa „poważnym krokiem naprzód na drodze do pokoju” zabrania Irańczykom wstępu jedynie do dwudziestokilometrowej strefy przy granicy z Izraelem. Prawicowy premier Izraela widzi w tym bezpośrednie zagrożenie dla dominacji swojego kraju w najbliższym otoczeniu międzynarodowym. Może nie powiedział wprost: będziemy próbowali dalej eskalować konflikt w Syrii, ale to dość jasno wynika z kontekstu.

 

Exit mobile version