Słowa abpa Głodzia na uroczystości pogrzebowej Pawła Adamowicza nie były chyba dla nikogo zaskoczeniem. Imperatyw chwilowego pojednania narodowego po zabójstwie prezydenta Gdańska musiał wybrzmieć czywiście przy akompaniamencie haseł antykomunistycznych, purpurat wezwał bowiem do “Do definitywnego zakończenia recydywy swoistej walki klas, w nowym przebraniu i propagandowym instrumentarium”. Miała być żałoba narodowa, tymczasem trudno się w tej sytuacji powstrzymać od śmiechu: oto zarówno “wojna polsko-polska”, jak i “polsko-polskie pojednanie” karmią się nieustannie hasłem “Precz z komuną!”. Bez tego motywu polska polityka w ogóle przestałaby istnieć, a zawodowym politykierom głód zajrzałby w oczy.
Tymczasem walka klas trwa, przybiera na sile i żadnych przebrań nie musi przywdziewać – miniony rok dostarczył tylu świadectw kapitalistycznego wyzysku i pogardy dla ludzi pracy, że pod żadnym pozorem nie można odpuszczać. A już zwłaszcza nie w sytuacji, gdy bije dzwon “jedności narodowej”, którego fałszywa pieśń zawsze stanowiła wyłącznie preludium ucisku mas przez jaśniepaństwo.
W tej sytuacji wieścią bez wątpienia krzepiącą jest fakt, że redakcja głoszącego komunistyczne hasła pisma “Brzask” została uniewinniona w procesie politycznym, który miał ostatecznie upokorzyć polską lewicę i pozbawić ją jakiegokolwiek prawa do marzeń o świecie bez kapitalizmu. Sąd w Dąbrowie Górniczej uznał, że redakcja “Brzasku”, wydawanego przez Komunistyczną Partię Polski, nie dopuściła się promowania ustroju totalitarnego. Ten werdykt wydawał się początkowo o tyle mało prawdopodobny, że sprawa ta, która toczy się od trzech lat i raz już została umorzona i wznowiona na polecenie “góry”, od początku była przedmiotem celowej manipulacji ze strony resortu Ziobry. Proces specjalnie został przekazany prokuraturze katowickiej, bo słynie ona z uległości wobec partii rządzącej. To miała być ideologiczna egzekucja. A jednak nic z tego!
Teraz dopiero widać bezmiar głupoty i arogancji, który stał za bezpodstawnymi pomówieniami oskarżycieli i ich – pożal się Boże – biegłych. Była to w istocie mowa nienawiści zoologicznego antykomunizmu żywcem wyjętego z oficjalnej narracji historycznej, którą niczym w transie bez zająknięcia recytują wszystkie strony wojny polsko-polskiej po 1989 r.
Polscy komuniści z “Brzasku” mieli zostać w świetle prawa zlinczowani przez pisowskich siepaczy za to, że głosili hasło równości wszystkich ludzi i wołali o świat wolny od wyzysku, ucisku i wojen – upiorów, które nie przestają podążać tropem kapitalistycznej globalizacji. Mieli zostać skazani za to, że z zapisanych przez nich stron krzyczało nieśmiertelne wezwanie: “Proletariusze wszystkich krajów łączcie się!”. Za to, że pisali o historii tak, jak nikt już nie pisze: wyzwolenie Polski przez Armię Czerwoną było wyzwoleniem, nie żadną drugą okupacją, a Rewolucja Październikowa – końcem tyranii, nie jej ustanowieniem.
Tak, prokuratura była święcie przekonana, że te idee to totalitaryzm! Biegły – z wykształcenia religioznawca – nie miał wątpliwości, że “w kontekście historycznym” oznacza to zapowiedź zamknięcia całej ludzkości w Gułagu. Nie można nawet napisać, że prokuratura dwoiła się i troiła, żeby udowodnić komunistom winę. Przeciwnie: nie robili dosłownie nic, z założonymi rękami leniwie czekali, aż sąd posłusznie “zrobi co do niego należy”. Szczytowy popis żenady dał prokurator, który według relacji osób obecnych na rozprawie nie potrafił nawet na prośbę sądu zdefiniować totalitaryzmu. Sprawiał wrażenie, jakby to pytanie było nie na miejscu w kraju, gdzie każdy może do woli krzyczeć, że “na drzewach zamiast liści będą wisieć komuniści”. Dyletant z glejtem od Ziobry stwierdzić miał tylko w tonie oczywistości, że każdy przypadkowy przechodzień na ulicy przytaknie, że komunizm znaczy totalitaryzm. Jakże się musiał zdziwić, gdy organ, któremu tak ufał, wydał ostatecznie wyrok oznaczający, że głoszenie przekonań komunistycznych to nie żaden totalitaryzm. O zgrozo! Sądu nie przekonał nawet sierp i młot na okładce “Brzasku”. Nie do wiary: polskie sądy wiedzą, co można, a czego nie można w cywilizowanych krajach!
Niedawno rozmawiałem z jedną z oskarżonych osób. Poważnie liczyliśmy się z perspektywą porażki, znamy bowiem panujące realia. Zgodziliśmy się, że będzie trzeba apelować do oporu, a ostatecznie iść do Strasburga, gdzie wolność słowa i przekonań z łatwością zwycięży. Okazuje się, że na razie nie będzie to potrzebne. Wiele wskazuje na to, że PiS jednak nie ma politycznej kontroli nad sędziami, nawet tam, gdzie – jak mniemał – rozsiadł się na dobre. Wcześniejsze wyroki sądów m.in. w Warszawie i Gdańsku, które cofnęły obłąkańcze decyzje dekomunizacyjne wojewodów, świadczyły o tym, że absurdalny antykomunizm nie przejdzie tam, gdzie rozum ma coś jeszcze do powiedzenia, a prawo jest traktowane poważnie.
Znajdujemy się w momencie, kiedy ideologiczne panowanie partii rządzącej zaczyna kruszeć. Ich niemoc w starciu z największą z idei, która wyzwoliła pół świata od koszmaru głodu i zacofania, jest bez dwóch zdań symptomatyczna. Wraz z nimi cała polska prawica dostaje sygnał: porywając się na komunizm, porywacie się na słońce. Spłoniecie i rozsypiecie się w proch. To my będziemy świecić ludzkości.
No pasaran!