„Gazeta Wyborcza” wyrzucała ostatnio Agacie Dudzie, że ta zamiast na Kongres Kobiet, wybrała się na 150-lecie Koła Gospodyń Wiejskich – miało to być oznaką lekceważenia wyborczyń i postulatów feministycznych. Trudno wyobrazić sobie bardziej jasne wyjaśnienie tego, dlaczego obóz liberalny przegrał te wybory i znaleźć odpowiedź na pytanie, dlaczego przegra też prawdopodobnie następne – i dlaczego, tak jak uprzednio, PiS będzie miał więcej wyborczyń niż wyborców.
Podejrzewam, że autor artykułu na temat faux pas „pierwszej damy” nawet nie zastanowił się na tym, jak obraźliwe jest podawanie święta wiejskich kobiet jako wymówki dla poważnego feminizmu, jakim jest spotkanie wyfiukanych zamożnych pań w garsonkach. Prawdopodobnie organizatorki Kongresu Kobiet nie zrozumiały, jak poczują się setki tysięcy kobiet, które co miesiąc nie otrzymują alimentów na utrzymanie swoich dzieci, kiedy usłyszą oklaski dla Mateusza Kijowskiego, który znany jest z ogromnych zaległości alimentacyjnych. Organizatorzy demonstracji Komitetu Obrony Demokracji nie widzą, jak upokarzają ludzi niezamożnych okrzykiem „nie damy się kupić za 500 złotych”; jak lekceważenie dla programu socjalnego jest jednocześnie pogardą dla tych, którzy czekają na niego z utęsknieniem, żeby wreszcie kupić dzieciom buty na zimę i bez lęku otwierać kopertę z rachunkiem za gaz.
Jednocześnie – liberalna opozycja nie jest zdolna do punktowania Prawa i Sprawiedliwości tam, gdzie je punktować należy, przede wszystkim dlatego, że w wielu sprawach niewiele się od niego różni. Na marszach KOD „postępowe” i „proeuropejskie” środowiska krzyczą „precz z PiSlamem”, a Manuela Gretkowska z Kongresu Kobiet nakłada sobie papierowy worek, który ma reprezentować zniewolenie, jakim dla muzułmanek są chusty – środowiska te kompletnie nie rozumieją, w jakim miejscu te worki i okrzyki stawiają je na europejskiej scenie politycznej i że znacznie im bliżej do Orbana niż do Angeli Merkel, którą tak pragnęłyby naśladować. Ani KOD, ani Kongres Kobiet nie potrafią nawet określić się jasno w sprawie liberalizacji ustawy aborcyjnej; nie są w stanie stanąć w obronie praw wszystkich kobiet nawet przy tak oczywistym liberalnym postulacie jak prawa reprodukcyjne.
Ani to wolność, ani równość, ani demokracja.