Ministerstwo rolnictwa w zamian za sprowadzenie do klubu Zjednoczonej Prawicy czterech posłów PSL – Koalicji Polskiej. Taką propozycję miał usłyszeć poseł Jarosław Sachajko, który do Sejmu dostał się z list ludowców. Polityk dwuznacznie odniósł się do oferty.
PiS sonduje możliwość wyrzucenia ze Zjednoczonej Prawicy jednego z koalicjantów. Najprawdopodobniej chodzi o Porozumienie Jarosława Gowina, z którym Jarosław Kaczyński nie mógł się dogadać kilka razy w ostatnim czasie, z czego raz, podczas pandemii, kosztowało go to odwołanie wyborców korespondencyjnych. Dlatego, przed jesienną ofensywą, podczas której głosowane mają być m.in. ustawa uderzająca w opozycyjne media pod hasłem „repolonizacji” oraz ustawa ograniczająca działalność organizacji pozarządowych, prezes chce mieć pewność, że jego ludzie w parlamencie zagłosują tak, jak sobie życzy.
Zaoferowanie Jarosławowi Sachajce ministerstwa rolnictwa warunkowane transferem grupy posłów miałoby dać Kaczyńskiemu swobodę działania. Prezes pamięta jak upokarzający był dla niego „pakt dwóch Jarosławów”, zawarty wiosną tego roku.
Sachajko uważa, że nikt mu oficjalnie takiej propozycji nie złożył, potwierdził jednak, że coś jest na rzeczy. – Informacja taka podawana jest nie pierwszy raz, a PiS prawdopodobnie w ten sposób straszy swoich koalicjantów, że jak będą nieposłuszni to przyjdzie zły Sachajko – powiedział, dodając, że do propozycji musiałaby zyskać aprobatę Pawła Kukiza, który jest patronem grupy posłów wchodzących w skład Koalicji Polskiej, a ta byłaby prawdopodobnie odmowa. Polityk przyznał jednak, że nie przyszedł do Sejmu wyłącznie aby pobierać dietę.
Kooptacja posłów PSL – Koalicji Polskiej przyniosłaby Kaczyńskiemu doraźną korzyść, jednak w dłuższej perspektywie oznaczałaby koniec marzeń o koalicji z ludowcami po wyborach w 2023, bo przejęcie posłów zostałoby potraktowane przez szefostwo PSL jak wypowiedzenie wojny.