Przedstawiciele Unii Europejskiej spotkali się z delegacjami 6 państw b. ZSRR na szczycie „Partnerstwa wschodniego” w Brukseli, by je „pogłębić”. Przywódcy państw aspirujących do Unii, jak Ukraina i Gruzja, wyjechali zeń bardzo niezadowoleni, bo nie było mowy o rozszerzeniu UE. Uniknięto też wszelkich drażliwych tematów, które odnosiłyby się do Rosji.
Podobnie, w przeciwieństwie do deklaracji sprzed dwóch lat, w tekście pominięto różne konflikty secesjonistyczne na Wschodzie, w których według państw zachodnich Rosja odgrywa jakąś rolę, jak między Armenią a Azerbejdżanem o Górny Karabach, między Gruzją a prorosyjskimi separatystami w Abchazji i Południowej Osetii, czy Naddniestrza z Mołdawią i Ukrainą.
Tym razem Unia wolała skupić się na korzyściach, które mają odnieść z Partnerstwa mieszkańcy 6 państw oraz na wymaganiu od wschodnich partnerów walki z korupcją, poszerzenia swobód demokratycznych i bardziej niezależnego wymiaru sprawiedliwości.
Co do korzyści, to będą nimi otwarcie programu Erasamus dla studentów z tych krajów, pomoc finansowa dla małych i średnich przedsiębiorstw i być może tańsze połączenia komórkowe z Europą.
Prezydent Ukrainy Petro Poroszenko z trudem ukrywał niezadowolenie. Nie padła najmniejsza obietnica w sprawie przyjęcia któregoś z tych 6 krajów do Unii. „To nie jest szczyt rozszerzania, czy przyjmowania” – podkreślał szef Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker. „To zły moment, mamy Brexit i musimy uregulować wiele wewnętrznych problemów Unii” – dodał premier Luksemburga Xavier Bettel.
Poroszenkę próbowała pocieszyć prezydent Litwy Dalia Grybauskaite: „Oczywiście, że Ukraina będzie mogła dołączyć do Unii, kiedy ta będzie gotowa, ale to odległy termin”.