Afgańczycy biorą dziś udział w wyborach parlamentarnych, które przebiegają w chaosie, w atmosferze strachu, wśród zamachów bombowych. W Kabulu zginęły do tej pory trzy osoby, jest ponad 30 rannych. Lokale wyborcze w części kraju kontrolowanej przez talibów, tj. na ok. połowie terytorium, są nieczynne. Przed czynnymi od rana ustawiały się kolejki.
249 miejsc w afgańskim parlamencie chce zająć ponad dwa i pół tysiąca kandydatów. Dziesięciu zostało zabitych. W wielu lokalach wybory nie mogą się odbyć, bo brakuje komisji wyborczych lub list wyborczych. Gdzie indziej źle funkcjonowały terminale rozpoznania biometrycznego, zainstalowane w ostatnim momencie i używane po raz pierwszy.
„Było nas ok. 500 przed drzwiami, czekaliśmy dwie godziny na głosowanie. Otworzono z opóźnieniem, listy wyborców są niekompletne, a głosowanie z tą maszyną zabiera 20 min.”- mówił dziennikarzom Harun Madżidi, wyborca z Kabulu. Niezależna Komisja Wyborcza już zdążyła przeprosić za te nieprawidłowości – głosowanie zostanie przedłużone, gdzieniegdzie do jutra. Ludzie narzekają na kolejki, bo są one łatwym celem ataków bombowych.
Talibowie od wielu tygodni ostrzegali, że będą odwoływać się do przemocy, by przeszkodzić w „nielegalnym” procesie wyborczym. Jeszcze dziś rano ich rzecznik Zabihullah Mudżahid radził rodakom na Twitterrze, by pozostali w domach: „Nie należy brać udziału w tych teatralnych wyborach, jeśli chcecie chronić własne życie”. W ostatnich miesiącach setki osób zostały zabite lub ranne w zamachach antywyborczych.
W Kandaharze talibowie zaatakowali dziś silnie strzeżony kompleks policyjny i zabili generała Abdula Razika, wpływowego szefa regionalnej policji. W całej prowincji wybory przeniesiono na przyszły tydzień. Dzisiejsze głosowanie ma być rodzajem testu przed przyszłorocznymi wyborami prezydenckimi.