Kurdyjskie Ludowe Jednostki Obrony (YPG), główny składnik FDS – Syryjskich Sił Demokratycznych, opuściły dziś większość swoich posterunków, by wycofać się za „linię Erdogana”, tj. na odległość ok. 30 km od granicy turecko-syryjskiej. Od wczoraj ich rolę przejęły wspólne patrole syryjsko-rosyjskie. Według Syryjskiego Ośrodka Praw Człowieka (SOPC), sporo oddziałów YPG pozostało jednak na miejscu, mimo przybycia Rosjan, przyjaźnie witanych przez kurdyjskich cywilów.
Dowódca naczelny FDS Mazlum Abdi zadzwonił wczoraj do prezydenta Władimira Putina, by w imieniu narodu kurdyjskiego podziękować Rosjanom za „uratowanie od plagi wojennej”, tj. od inwazji tureckiej na całej długości granicy z Turcją. Turcy okupują „tymczasowo” 120-kilometrowy, głęboki na 30 km odcinek graniczny, gdzie ich dżihadystowscy najemnicy wprowadzają swoje porządki, ale część z 300 tysięcy kurdyjskich uchodźców, którzy uciekali przed tureckim najazdem, wraca na zagrożone wcześniej tereny, które ma objąć administracja syryjska, na wschód i zachód od tego odcinka.
Administracja autonomicznej Rożawy ma zostać rozwiązana zgodnie z tureckim życzeniem, ale jej członkowie mają wejść do lokalnej administracji państwa syryjskiego. Syryjskie wojsko obejmuje sukcesywnie przygraniczne bazy YPG, a Rosjanie zastępują Amerykanów, którzy wycofali się, by umożliwić Turkom inwazję. Rosja ma z kolei ją uniemożliwić na reszcie terenów kurdyjskich. Zamiast tureckiej okupacji, Rosjanie pozwolą Turkom na towarzyszenie im w patrolach, które mają upewnić się, że YPG opuściły pas przygraniczny. Turcja uważa YPG i YPJ za „terrorystów” tak samo, jak turecką PKK (Partię Pracujących Kurdystanu) pod przywództwem więzionego Abdullaha Öcalana.
Władze syryjskie, złe na Turków i Amerykanów, są tymczasem bardzo zaniepokojone kolejnym zwrotem w zamiarach Donalda Trumpa, który miał wycofać wszystkich swoich żołnierzy, gdyż „nie ma tam pieniędzy”. Amerykański prezydent zmienił zdanie: syryjskie instalacje naftowe znajdujące się dotąd pod kontrolą USA i FDS, mają jednak pozostać pod amerykańską okupacją – pilnowanie ich mają zapewnić amerykańskie siły specjalne, które zastąpią Kurdów, swych wcześniejszych sojuszników. Trump chce nawet oddać zarządzanie tych terenów jednemu z amerykańskich koncernów naftowych. To oczywiście równie nielegalne w świetle prawa międzynarodowego jak izraelska okupacja (syryjskich Wzgórz Golan), amerykańska obecność w Syrii i turecka inwazja – to po prostu kradzież.
Syryjczycy bardzo liczyli na powrót swych pól naftowych. Wymordowany ponad ośmioletnią wojną kraj potrzebuje funduszy na odbudowę, a jest ciągle objęty zachodnimi sankcjami, które miały wymusić zwycięstwo dżihadystów wspomaganych przez kraje NATO w Syrii.