Druzgocące zwycięstwo PiS, klęska PO, lewica poza parlamentem, narodowcy od Kukiza na Wiejskiej – portal strajk.eu poprosił lewicowych aktywistów, działaczy partyjnych i dziennikarzy o komentarz do wczorajszych wyborów parlamentarnych.
Kacper Pluta (Alternatywa Socjalistyczna):
Ciężki dzień musi być dziś na Marszałkowskiej w siedzibie Zielonych. Chcieli bezpiecznego lądowania przewodniczących w sejmie, marzyli o zielonym kole poselskim, a w zamian zostali zatopieni wraz z całym projektem Zjednoczona Lewica i z baronią SLD musieli na ekranach tv otrzymać ten cios sztachetą, jakim był wynik tegorocznych wyborów parlamentarnych. To już kolejne kierownictwo tej partii, które usiłuje współpracować z Sojuszem Lewicy Demokratycznej i uzyskuje z tego pietruszkę. W 2010 r. ekolog Dariusz Szwed został wystawiony w górnośląskim Chrzanowie (sic!), a w tym roku, w Szczecinie, nawet po przekroczeniu progu przez Zjednoczoną Lewicę, Adam Ostolski nie dostałby się do Sejmu. Mimo jedynki na liście, był drugi. Tymczasem przy zupełnej prawicowej dominacji, jaka nas czeka w nowym parlamencie niezbędne jest zwarcie szeregów lewicy, wokół wiarygodnych ośrodków i organizacji. Tylko to daje jej szansę na zbudowanie sensownej alternatywy w kolejnych wyborach. Praca nad takim projektem musi zacząć się jednak już teraz. Razem wydaje się być tu naturalnym partnerem dla Zielonych i wierzę, że zbytni triumfalizm z, w istocie przecież z przegranych wyborów, nie uderzy sodówką do głów liderom fioletowych. Muszą oni zacząć przyciągać nowe grupy do organizacji: akademików, związkowców, artystów, bo bez tego na zawsze zostaną poza parlamentem. Jeśli nie nastąpi poszerzenie bazy wyborczej i zaangażowanych kręgów będziemy mieli tylko szlachetny zakon, kierowany przez byłych Młodych Socjalistów, nie partię. A akurat zakonów w Polsce dostatek.
Krystian Szadkowski (Praktyka Teoretyczna):
Choć wydawałoby się, że lewicowe marzenia o znoszeniu kapitalizmu ustawą to kwestia odległej przeszłości, wciąż daje się w Polsce słyszeć skomlenia reformistycznych komentatorów o tragedii pierwszego od 1918 roku braku lewicowych partii w parlamencie. Nie oszukujmy się. W naszym kraju od wielu lat nie mieliśmy lewicowej reprezentacji w parlamencie. Wynik wyborów jest oczywiście pochodną głebokiego rozkładu naszego życia politycznego i ekonomicznego. Wyrazem rozpaczliwych poszukiwań alternatywy prowadzonych przez wyborców pragnących wytchnienia od neoliberalnego naporu rozkładającego państwo i gospodarkę przez ostatnich 8 lat. Nie trzeba chyba tłumaczyć, że w obecnej konfiguracji marzenia większości zostaną spełnione co najwyżej w odwróconej formie. Największym zwycięzcą wczorajszych wyborów jest, mimo niskiego wyniku, partia Razem. Nie tylko udało się jej zrealizować wszystkie założenia, z którymi podeszła do tego wyścigu, ale jej członkowie i członkinie udowodnili, że można to zrobić na własnych zasadach. Pokazali, że inna polityka jest możliwa. Napełnia mnie to nadzieją, że po następnych czterech latach ciężkiej, organicznej pracy, do ataku ruszy autentycznie lewicowa partia o masowej podstawie, wreszcie reprezentująca interesy świata pracy. Jeśli szeroko rozumiana lewica zaprzepaści tę szansę pozostanie nam wówczas tylko tradycyjne „strzelaj lub emigruj”.
Niezależnie od tego, czy w Polsce faktycznie skończyła się postkomuna, cel, jakim było stworzenie lewicowej alternatywy, został osiągnięty. Polacy i Polki wreszcie mają wybór pomiędzy socjaldemokracją spod znaku trzeciej drogi, idącą na kompromisy z rynkami a lewicą społeczną, która nie wstydzi się swoich postulatów i otwarcie stoi po stronie wykluczonych i niezamożnej większości. Zwycięstwo Jarosława Kaczyńskiego jest mam nadzieję ostatnim aktem dramatu jakim dla polskiej sceny politycznej były trwające od dziesięciu lat rządy PO-PiS.