Lewica 13 października po czteroletniej nieobecności wróciła do sejmu. To szansa na nowe rozdanie oraz zaistnienie w debacie publicznej nowej strategii do walki z rządzącym nadal krajem Prawem i Sprawiedliwością – strategii zarazem prosocjalnej i progresywnej światopoglądowo, jedynej, która może zagrozić narodowo-solidarystycznej narracji PiS-u.
Znamy już oficjalne wyniki wyborów do izby niższej parlamentu. W wyborach do Sejmu IX kadencji zdecydowanie wygrało Prawo i Sprawiedliwość, osiągając wynik 43,59 proc. głosów (235 mandatów), na drugim miejscu plasuje się Koalicja Obywatelska z wynikiem 27,40 proc. (134 mandaty). Lewica natomiast, po czteroletniej nieobecności w parlamencie, powraca do niego z wynikiem 12,56 proc. (49 mandatów). Wspólny projekt Kosiniaka-Kamysza i Kukiza poparło przy urnach wyborczych 8,55 proc. osób biorących udział w wyborach (30 mandatów). Niestety do Sejmu dostała się również nasza rodzima nacjonalistyczna szuria – Konfederacja z wynikiem 6,81 proc. (11 mandatów). Większym jeszcze zaskoczeniem jest skład Senatu: większość będzie miała opozycja. KO zdobyła tutaj czterdzieści trzy mandaty, PSL uzyskało trzy, a Lewica dwa. Partia rządząca zmniejszyła stan swojego posiadania do 48 mandatów. PiS-owi jednak nie tak łatwo będzie przeprowadzić drugi rozdział „dobrej zmiany”, brak władzy w izbie wyższej parlamentu może paraliżować działanie rządu i zmuszać go do pogłębionego dialogu z opozycją. Ale wszystko może się jeszcze wydarzyć, drzwi obrotowe w polityce między partyjnej to przecież w Polsce codzienność.
Co wszystko oznacza dla projektu Lewicy? Zapytaliśmy o to trzy osoby kandydujące 13 października.
– Powrót Lewicy po czterech latach do Parlamentu to wielki sukces – mówi Andrzej Rozenek, wybrany na posła w okręgu podwarszawskim. – Wyborcy dostrzegli, że w Sejmie poprzedniej kadencji brakowało głosu po lewej stronie. Połączenie wszystkich lewicowych sił spowodowało, że Polki i Polacy ponownie uwierzyli, iż głos na Lewicę będzie głosem na postęp i porozumienie, a nie głosem straconym. Chcemy być w tej kadencji orędownikami wielu spraw, które interesują nasz elektorat. Będziemy walczyć o prawa człowieka, prawa pracownicze i związkowe, o prawa kobiet oraz prawa nabyte emerytów mundurowych. Nie zapomnimy o katastrofie klimatycznej, a także o skutkach smogu, upomnimy się o prawa zwierząt i świeckie państwo. Nie będziemy kolaborować ani z PiS-em, ani tym bardziej z Konfederacją. Lewica ma teraz przez sobą wybory prezydenckie oraz walkę o znaczące powiększenie elektoratu. Trzech liderów pokazało, że zgoda buduje, a teraz pokażą skuteczną i bezkompromisową politykę lewicową w polskim Sejmie. Nie zawiedziemy!
8243 głosy z siódmego miejsca na liście Lewicy zdobyła Bożena Przyłuska, kandydatka bezpartyjna, aktywistka walcząca o świeckie państwo i prawa kobiet.
– Wynik Lewicy cieszy, choć mogłoby być lepiej – mówi działaczka, której do mandatu nieco zabrakło. – Najważniejsze, że wchodzimy do Sejmu i wprowadzimy do niego mądrych, wrażliwych i ideowych ludzi z sercem po lewej stronie. Słaby wynik Koalicji Obywatelskiej wynika z braku pomysłu na atrakcyjną propozycję programową, co bierze się z niezrozumienia, jakie są oczekiwania ludzi i przyczyny ich niechęci do PO. Wynika to też z rażącej arogancji przejawiającej się unikaniem udziału w debatach przez lidera i liderkę, w tym wypadku kandydatkę na stanowisko premiera. Przeraża mnie dobry wynik Konfederacji. To ugrupowanie wyrosłe ze środowisk ultraprawicowych i faszyzujących – zauważa Przyłuska i trudno się z nią w tym względnie nie zgodzić.
Łukasz Michnik, jeden z najmłodszych kandydatów Lewicy, startujący z czwartego miejsca w Olsztynie, z którym rozmawialiśmy w trakcie kampanii wyborczej, tak dziś prognozuje przyszłe działania Lewicy: – Ten 12 procentowy wynik trzeba przede wszystkim traktować jako kredyt zaufania względem nowej formuły Lewicy. Wracamy do Sejmu, teraz najważniejsze jest, by nie zawieść wyborców i wyborczyń, by pokazać wiarygodność zarówno w kwestii programowej, jak i kadrowej. Musimy cały czas pracować nad konsolidacją bloku, bo to już raz dało efekty. Mam głęboką nadzieję, że uda nam się wypracować partnerski model ostatecznej fuzji naszych struktur i ujednolicimy cele. Jeśli to się uda, to niedługo będziemy mogli walczyć o przejęcie roli partii wiodącej opozycji.
Pomimo świetnego wyniku Lewicy i jej powrotu do pełnowymiarowej gry, trzeba pamiętać o tym, że nadal naszym krajem rządzi Prawo i Sprawiedliwość. I na dobrą sprawę nie wiadomo, czego dokładnie się po tej partii spodziewać, bo przecież strategia i retoryka z kampanii wyborczej nie jest miarodajnym prognostykiem. Trzymając się blisko i trzeźwo ciężkiej polskiej gleby do głębokiej refleksji wzywa opozycję Jan Śpiewak, aktywista miejski i publicysta. Na swym profilu facebookowym, w eseju zatytułowanym „Do opozycji: jak przestać przegrywać wybory” Śpiewak pisze: – PiS wygrało, w zdecydowany sposób, wybory. To nie jest koniec demokracji. Na tym właśnie polega demokracja, że przegrani akceptują wynik wyborów. Zastanówmy się co ten wynik mówi o naszym społeczeństwie? Wyborcy PiSu to nie jest oszalała tłuszcza, która chce bić gejów i wprowadzić nam teokrację. To nie są ludzie, którzy sprzedali wolność za 500+. Wolność nic nie znaczy, jeśli nie starcza ci do pierwszego. Ludzie chcą silnego, sprawnego państwa i sprawczości w polityce. Neoliberalny model społeczeństwa i rządów totalnie się skompromitował. Ludzie chcą ochrony przed rządami korporacji, banków i deweloperów. Chcą bezpieczeństwa w świecie, w którym rządzi chciwość i niewidzialna przemoc rynków. Chcą poczucia wspólnoty i tożsamości, a nie słuchać ciągle „radź sobie sam”. PiS nie jest odpowiedzią na kryzys demokracji i kapitalizmu, jest symptomem tej choroby.
Nowa opozycja teraz musi jak najszybciej nauczyć się, co przeciwstawić ksenofobicznej i homofobicznej partii rządzącej, która proponuje Polkom i Polakom co najwyżej narodowy kapitalizm, zamiast głębokiej reformy systemu gospodarczo-społecznego. To takiej reformy potrzebujemy.