Państwo Islamskie prawdopodobnie straciło ważny przyczółek w Libii. To dobra wiadomość. Zła jest taka, że przejęła go inna organizacja terrorystyczna.
To sunniccy fundamentaliści są najpoważniejszą siłą w Libii od czasu, gdy zachodni interwenci wsparli antyrządowych powstańców, ułatwiając im pokonanie i zamordowanie Mu’ammara Kaddafiego. Zamiast demokracji do Trypolisu zawitała totalna anarchia – obecnie do rządzenia krajem aspirują trzy rządy, dwa powstałe w kraju i jeden utworzony pod auspicjami ONZ jako „gabinet jedności narodowej”. Równocześnie do akcji wkroczyli terroryści, błyskawicznie opanowując znaczną część pogrążonego w wojnie domowej kraju, w tym praktycznie wszystkie libijskie zasoby ropy naftowej. Mowa nie tylko o Państwie Islamskim – w Libii działają również lokalne organizacje dżihadystów.
Właśnie z nimi Państwo Islamskie biło się od czerwca 2015 r. o Darnę, liczące przed wojną 126 tys. miasto w prowincji Cyrenajka. Jeśli wierzyć doniesieniom konkurencyjnej grupy dżihadystów, przegrało. Odebranie miasta zarówno fundamentalistom z IS, jak i milicjom wspierającym jeden z libijskich rządów obwieściła Rada Mudżahedinów Darny – jedna z organizacji tworzących Al-Ka’idę, zrzeszająca kilka lokalnych partyzantek o mniej lub bardziej skrajnych poglądach.
Poparcie dla fundamentalistów w Darnie jest bardzo duże. Różne grupy sunnickich fanatyków miały tam swoje komórki jeszcze za rządów Kaddafiego – tyle, że wtedy były one konsekwentnie zwalczane. Gdy zaczęła się wojna domowa w Libii, Rada Mudżahedinów Darny została zaliczona do „demokratycznej opozycji”. Świetnie wykorzystała swoją szansę. Jej ostatnie zwycięstwo nad IS to kolejne z serii sukcesów. Libijscy dżihadyści umacniają swoją kontrolę nad centralną częścią wybrzeża Libii, spychając Państwo Islamskie jedynie do Syrty.
Co na to zachodni dobroczyńcy Libii i krzewiciele demokracji? Barack Obama przyznał się, że popełnił błąd, nie zastanawiając się nad tym, kto będzie rządził w Trypolisie po Kaddafim. Misja ONZ do Libii nie wymyśliła nic lepszego poza apelem, by wszystkie walczące ze sobą siły pozwoliły cywilom opuścić terytoria, na których toczą się walki.