Site icon Portal informacyjny STRAJK

List Czytelniczki: obywatelu, wypałuj się sam!

Policja, fot. wikimedia commons

Od połowy maja, gdy z niewyjaśnionych dotąd przyczyn zmarł na komisariacie policji 25-letni chłopak – trwa w mediach seans nienawiści do policji. Nikt nie przebiera w słowach.

Funkcjonariuszy z Wrocławia nazywa się bez zażenowania „mordercami” (choć prawomocny skazujący wyrok sądowy jeszcze nie zapadł, o ile się nie mylę), komisariat przy Trzemeskiej – gdzie ta śmierć się zdarzyła – nazywa się „katownią”, a co odważniejsi zbierają się na „marsze pamięci”, które „jakoś tak spontanicznie” przeradzają się w regularne bitwy z policją, gdzie młodzi ludzie ładują w funkcjonariuszy koszami na śmieci, płytami chodnikowymi lub też podchodzą do kordonu i częstują go gazem.

Zaroiło się od „znawców tematu”, „ekspertów do spraw wyszkolenia”, zasad użycia środków przymusu bezpośredniego a także – i to kuriozum płynie z ust właściwego ministra! – sposobów postępowania w przypadku zatrzymywania kobiet lub mężczyzn. To znaczy, że w stosunku do zatrzymywanych kobiet pewne zachowania „nie przystoją”. Gdyby nie to, że ten tekst piszę do poważnego medium – wstawiłabym na koniec poprzedniego zdania płaczącą ze śmiechu emotkę.

Festiwal nienawiści uzupełniany jest, w miarę kolejnych doniesień medialnych o policyjnych działaniach o znaczącą ilość komentarzy prześmiewczych i kontestujących podejmowane działania; vide – sprawa z ulicy Noakowskiego w Warszawie. Tylko laik, rozpierający się wygodnie w fotelu przed monitorem komputera, może słać w eter rozchichotane komentarze o „fachowcach z mopem”, próbujących obezwładnić naspeedowanego osobnika, na którym nie zrobił wrażenia lot z okna drugiego piętra – i po twardym lądowaniu na warszawskim bruku potrafił skutecznie ranić interweniujących policjantów. Nie wie, biedaczysko, laik jeden z drugim, że w takich sytuacjach najważniejsze jest zachowanie dystansu od agresora i minimalizowanie zagrożeń; a użycie tego „zabawnego” mopa taką możliwość dawało. Pomijam już drobny fakt, że w bardzo wielu cywilizowanych krajach, na które Polacy tak chętnie z zazdrością spoglądają (a jeśli mają możliwość – wyjeżdżają do nich), taki uroczy jegomość, który poczęstował funkcjonariuszy nożem – dostałby od jego kolegów jeden „strzał ostrzegawczy”. W głowę.

Największym jednak problemem jest społeczne przyzwolenie na „hejtowanie” policji. Ono jest wszędzie – w mediach, w polityce; a zaczyna się już w domach, w rodzinach. W takich rodzinach, gdzie dorośli nie zwracają uwagi na wymalowane sprayem w pokoju dziecka napisy „CHWDP” czy „JP100%”. Ba, bywa gorzej – sami dorośli reprezentują te „wartości” i w ich duchu wychowują potomstwo. Do głowy im nie przyjdzie nauczenie dzieciaka, że czy to się komuś podoba, czy nie – policja ma określone uprawnienia i mogą się zdarzyć sytuacje, w których dzieciak (nawet przypadkiem!) będzie brał udział – i w takim razie lepiej będzie, gdy pozwoli policji ze swoich uprawnień korzystać. Co oznacza po prostu – na żądanie policjanta wylegitymować się lub podać swoje dane personalne zamiast doszukiwać się od razu „przekroczenia uprawnień” czy „łamania praw człowieka” i stawiać czynny opór. Bo z takiego zachowania zawsze, ale to zawsze wyniknie ciąg dalszy ze strony funkcjonariusza, ponieważ ma on do tego stosowne uprawnienia. I tak, może użyć wtedy środków przymusu bezpośredniego, a w określonych przypadkach również broni. Żeby nie było wątpliwości – wcale nie uważam, że policja jest nieomylna, zawsze działa w zgodzie z procedurą i wszystko jest cudownie. Nie. Zdarzają się sytuacje przekroczenia uprawnień czy niedopełnienia obowiązków. Ale w takich przypadkach również obowiązują procedury, obywatel może i powinien z nich korzystać. Ta możliwość to nie jest jednak wiadro hejtu wzmocnione koszem na śmieci, rzucone w policjanta. Ani wypisywanie w internecie, że to „psy, mordercy”. To jest skarga, postępowanie wyjaśniające czy wreszcie prokuratura i sąd. Przy jednoczesnym pamiętaniu o zasadzie płynącej jeszcze z prawa rzymskiego – o domniemaniu niewinności. Warto w tym miejscu pokusić się o pewne porównanie. A mianowicie – dwa zawody, lekarz i policjant. Obydwaj mają za zadanie strzec naszego życia. Oczywiście, w całkowicie różny sposób. Ale z tej dwójki tylko policjant będzie to robił „…nawet z narażeniem życia”. On to ślubuje wobec państwa, któremu służy. Ślubuje to obywatelom, dla których będzie strzegł ładu i porządku. To nie są puste słowa, nie każdy policjant wraca po służbie do domu.

Choćby na łamach Strajk.eu przypomniana została tragedia z Magdalenki, ku mojemu zdziwieniu, także w prześmiewczym tonie. Tymczasem, fakty były takie – policja wytropiła sprawców napadu na ekipę policyjną prowadząca oględziny zrabowanego TIR-a w Parolach pod Warszawą. Na miejscu tego zdarzenia doszło do wymiany ognia i śmierci policjanta. Dłuższy czas później, sprawcy tego przestępstwa zostali „namierzeni” w częściowo opuszczonym domu w Magdalence. Rozpoczęła się akcja zatrzymania. Niestety, tutaj policyjni antyterroryści zginęli w sposób rzadko spotykany w „standardowych przestępstwach”. Ściślej mówiąc – zginęli rozerwani przez kilka min zdalnie odpalanych przez sprawców przebywających w owym domu. Autorem tej morderczej pułapki, w którą złapałaby się najlepsza i najlepiej wyszkolona policja świata (vide – akcja i śmierć policjantów w Waco w Teksasie) był Ivan Pikus, Rosjanin, były żołnierz Specnazu, uczestnik wojny w Afganistanie, wszechstronnie wyszkolony w technikach zabijania, zakładania pułapek; w dodatku z wieloletnią praktyką. Pikus po zakończeniu służby wojskowej został zawodowym przestępcą, pozbawionym jakichkolwiek skrupułów grasującym w Polsce i w Niemczech. Przestępców jego pokroju, w skali świata – jest naprawdę niewielu. Urządzać więc szyderę ze śmierci dwóch polskich policjantów, którzy zginęli rozerwani przez zastawione przez niego miny-pułapki nie mieści się w kanonie żadnych odruchów ludzkich. Dodać można, że wielokrotnie powtarzany proces osób kierujących akcją – oczyścił je całkowicie z jakichkolwiek zarzutów o braku kompetencji czy przekroczeniu uprawnień.

Bardzo jestem ciekawa finału sprawy Igora Stachowiaka z Wrocławia. Podobna sprawa z Legionowa już jest rozwiązana – policjanci oczyszczeni z zarzutów; chociaż wyrok społeczny też wydany był natychmiast, w świetle płonących rac i fruwających koszy na śmieci – „mordercy w mundurach udusili chłopaka”.

Exit mobile version