Na stronie Polskiego Towarzystwa Zootechnicznego pojawił się list otwarty do parlamentarzystów, podpisany przez 463 pracowników naukowych z 10 uczelni. Sprzeciwiają się w nim zakazowi hodowli zwierząt na futra, który postuluje PiS.
Pod „Listem otwartym pracowników naukowych prowadzących badania na zwierzętach gospodarskich, głównie zwierzetach futerkowych” podpisało się ponad 460 osób, między innymi eksperci z Uniwersytetu Przyrodniczego w Lublinie, Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie i Instytutu Zootechniki-PIB w Balicach.
Zarzucają rządowi, że „autorzy rozwiązań legislacyjnych sugerowali się tylko opinią środowisk niezwiązanych z nauką, hodowlą i rolnictwem, kierujących się emocjami, a nie rzetelną wiedzą dotyczącą faktycznego stanu hodowli zwierząt futerkowych w Polsce” – słowem, że dał się zmanipulować emocjonalnymi argumentami obrońców praw zwierząt. Twierdzą, że likwidacja branży uderzy w powiązane branże oraz w ich uczelnie – te o profilu przyrodniczym.
„Hodowla zwierząt futerkowych nie polega na dręczeniu i krzywdzeniu zwierząt, jak to chciałyby przedstawiać środowiska dążące do likwidacji branży. Obecnie funkcjonujące nowoczesne fermy gwarantują w pełni zaspokojenie wszystkich potrzeb utrzymywanych tam zwierząt. Nie można bowiem uzyskać wysokiej jakości skór, jeśli zwierzęta nie będą właściwie żywione i utrzymywane. Kierunek ich użytkowania wymusza wręcz zapewnienie im jak najlepszych warunków środowiskowych. Te zasady rozumie i stosuje każdy hodowca i naukowiec z branży. Jesteśmy więc ostatnimi osobami, które chciałyby świadomie krzywdzić hodowane zwierzęta” – możemy przeczytać w tym arcyciekawym dokumencie.
Autorzy przekonują, że hodowla lisów, norek i innych zwierząt futerkowych w Polsce jest obecnie jedną z najnowocześniejszych w skali światowej, a „polscy naukowcy aktywnie uczestniczą w tworzeniu europejskiego systemu certyfikacji dobrostanu zwierząt futerkowych WelFur”. Używają argumentów, iż „dzięki pracom badawczym powstały odpowiednie formy żywienia”, oraz że „uzyskano szereg oryginalnych odmian barwnych zwierząt futerkowych”. A tak w ogóle to „obecnie funkcjonujące nowoczesne fermy gwarantują w pełni zaspokojenie wszystkich potrzeb utrzymywanych tam zwierząt”.
Poprosiliśmy obrońców praw zwierząt z „Vivy!”, aby odnieśli się do argumentów podniesionych w liście. Obszernie odpowiedział nam Mikołaj Jastrzębski:
– List otwarty, który hodowcy zwierząt futerkowych przesłali do mediów i pod którym widnieją 463 podpisy jest kuriozalny z kilku powodów. W treści listu znajduje się wiele oczywistych nieprawd, jak choćby nieprawdziwe dane o zatrudnieniu (50-krotnie większe niż dane, którymi dysponuje ZUS), kwestia istotności ferm futrzarskich w kontekście utylizacji odpadów z rzeźni (pamiętajmy, że na fermy wg GłównegoLekarza Weterynarii trafia zaledwie 26 proc. odpadów), przez rzekome zaspokojenie wszystkich potrzeb norek na fermach (pamiętajmy, że norki są zwierzętami ziemno-wodnymi, tymczasem na fermie nie mają możliwości realizowania swojego naturalnego zachowania – pływania), aż po rzekome istotne wpływy do budżetu (Ministerstwo Finansów podaje wpływy do budżetu z całej branży na poziomie 9 milionów złotych rocznie, więc jest to nieistotny wpływ w skali budżetu kraju).
Samo pisanie przez hodowców o tym, że zakaz hodowli zwierząt na futra miałby uderzyć w uczelnie wyższe, nie znajduje pokrycia w faktach – jak wynika z informacji Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego, jedynie na 7 uczelniach w Polsce (na 348 uczelni funkcjonujących ogółem) znajduje się katedra, instytut lub zakład związany z hodowlą zwierząt futerkowych.
Z analizy baz danych Narodowego Centrum Nauki oraz Narodowego Centrum Badań i Rozwoju wynika, że w ciągu ostatnich trzech lat nie były realizowane ani też nie zostały zakończone żadne projekty naukowe dotyczące hodowli/chowu zwierząt futerkowych. Dodatkowo warto zauważyć, że jedyny wniosek złożony w ciągu ostatnich trzech lat do NCBR dotyczący badań z zakresu hodowli zwierząt futerkowych nie uzyskał rekomendacji Panelu Ekspertów i badania te nie zostały sfinansowane. O czym zatem mówimy?Dodatkowo ciekawe jest, że o ile pod analogicznym listem naukowców popierających zakaz hodowli podpisali się niemal wyłącznie doktorzy, doktorzy habilitowani i profesorowie, pod listem hodowców widać wyraźny udział magistrów, a nawet podpisy kilkorga studentów, czy osób bez stopni naukowych (w tym nawet panią z sekretariatu).