Kolejny bunt pracowniczy staje się faktem. I to kolejny w Lublinie. Po tym jak w ubiegłą środę rozpoczął się protest pracowników szpitala przy ul. Kraśnickiej, wczoraj swoje żądania wysunęli również zatrudnieni w Regionalnym Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa.
Pielęgniarki, ratownicy medyczni, lekarze rezydenci – to profesje pracowników służby zdrowia, którzy znajdują się w konflikcie z rządem Prawa i Sprawiedliwości. Teraz dołączył do nich personel lubelskiej stacji krwiodawstwa, co jest potwierdzeniem, że niezadowolenie z warunków płacowych w instytucjach podlegających pod Sanepid również jest znaczne.
Spór zbiorowy w lubelskiej placówce trwa uż od lutego ubiegłego roku. Tłem konfliktu są kwestie wynagrodzeń.
– Naszym głównym postulatem jest podwyżka o 800 zł brutto. Mimo rozmów nie udało nam się dojść do porozumienia. Dlatego od środy do piątku odbędzie się referendum strajkowe. Wszyscy pracownicy będą mogli się wypowiedzieć za lub przeciw strajkowi ostrzegawczemu – powiedział Piotr Gryba z Zakładowego Związku Diagnostów Laboratoryjnych.
Dzisiaj pracownicy jednostki rozpoczynają głosowanie w referendum strajkowym. Swoje zdanie na temat zaostrzenia protestu będą wyrażać do początku przyszłego tygodnia. Czy jest szansa na osiągnięcie porozumienia w tym czasie? To raczej wątpliwe, bo rozbieżności oczekiwań pomiędzy stronami są spore. Dyrekcja Centrum twierdzi, że średnie wynagrodzenie w stacji wynosi ponad 4,5 tys. zł brutto, jednak 80 proc. załogi zarzeka się, że takiej kwota nigdy nie wpłynęła na ich konta. Z reguły otrzymują pomiędzy 2, a 3 tys. zł na rękę. Innego zdania jest szefowa placówki. – Przeciętne wynagrodzenie wynosi blisko 5 tys. zł brutto. Zajmujemy pod tym względem czwarte miejsce w Polsce. Jednak nie przekłada się to na liczbę pobrań krwi, bo jesteśmy dopiero w końcówce stawki – na 22 pozycji – informuje w rozmowie z „Kurierem Lubelskim” dr Ewa Puacz, od czterech miesięcy kierująca jednostką w Lublinie.
Kolejne rozmowy pomiędzy stronami mają się odbyć we wtorek. Wówczas znane będę już wyniki referendum strajkowego. Pracownicy mają nadzieję, że przystępując do negocjacji z demokratyczym poparciem dla strajku, będą na lepszeju pozycji przetargowej. Podkreślają, że strajk nie jest dla nich koniecznością, a jedynie środkiem do poprawy warunków płacowych. – Nie chcemy, aby ewentualny strajk odbił się na funkcjonowaniu stacji, bo przed nami bardzo trudny okres. W wakacje wzrasta liczba wypadków, a maleje liczba dawców – wskazuje Piotr Gryba.