Polska, z właściwym sobie brakiem taktu i wychowania w dyplomacji ze zbliżających się obchodów 80 rocznicy wybuchu II wojny światowej zrobiła polityczną demonstrację, zapraszając wielu przywódców światowych i pomijając przedstawiciela Rosji, czyli Władimira Putina.
Zaprosiła za to niektórych przywódców krajów byłego ZSRR mając nadzieję na zademonstrowanie rozbicia jedności byłych republik radzieckich. Jednym z ważniejszych gości, zaproszonych według tego klucza był Aleksandr Łukaszenka, prezydent Białorusi. Jego przybycie, wobec planów utworzenia z Białorusi i Rosji państwa związkowego, byłoby wyraźnym despektem dla prezydenta Rosji. Łukaszenka jednak odmówił przyjazdu do Polski.
Przyczyny, dla których Białoruś będzie reprezentowana na obchodach na poziomie ambasadora wyjaśnił rzecznik prasowy MSZ Białorusi Anatolij Głaz.
Głaz wyjaśnił, że nie należy doszukiwać się w odmowie białoruskiego prezydenta teorii spiskowych – prezydent za zaproszenie jest wdzięczny.
„Jednak temat II wojny światowej, Wielkiej Wojny Ojczyźnianej jest dla nas święty i nasze podejście do niej zawsze było i pozostanie transparentnym oraz jasnym. Jeszcze raz podkreślę, że wszystkie bez wyjątku narody Związku Radzieckiego wniosły konkretny wkład we wspólne zwycięstwo nad faszyzmem ”, powiedział dyplomanta cytowany przez agencję BELTA. Podkreślił, że wyzwolenie narodów Centralnej i Wschodniej Europy, rozgromienie nazizmu były możliwe dzięki bohaterskim wysiłkom wielonarodowej Armii Czerwonej.
„Rozumieć to inaczej, rozdzielając wkład republik radzieckich we wspólne zwycięstwo jest co najmniej historycznie nieprawidłowe. Do Warszawy nie zaproszono również Kazachstanu i krajów Azji Centralnej i Rosji” – podkreślił Anatolij Głaz.
W takiej dyplomatycznej, ale dobitnej formie Białoruś dała polskiej dyplomacji lekcję dyplomacji historii jednocześnie jak uczniakowi. Trochę wstyd.