Site icon Portal informacyjny STRAJK

Macron, ludzki pan niewolników

Emmanuel Macron, nazywany w swoim kraju „prezydentem bogatych”, powinien być może nazywać się też „prezydentem telewizyjnym”, bo polityka Francji chyba nigdy nie zależała tak od programu telewizyjnego, jak w jego epoce. Jego udział w tej medialnej farsie, na granicy psychopatii, obrasta legendą, bo mamy oto faceta, który przy niezliczonych okazjach wyraża klasową pogardę dla „leniwych” ubogich, by nadrabiać to telewizyjnym humanizmem, który go nic nie kosztuje.

Zanim pojechał do Abidżanu na szczyt euro-afrykański, wylądował w Burkina Faso, by spotkać się z tamtejszymi studentami i olać ich pytania o franka CFA, walutę 14 afrykańskich krajów kontrolowaną przez Paryż, która stanowi bardzo skuteczną pompę ssącą tamtejszych bogactw. Poniżył też miejscowego prezydenta, który jego zdaniem powinien zająć się „naprawieniem klimatyzacji”.

Telewizyjny golden boy ruszył na szczyt na Wybrzeżu Kości Słoniowej z pomysłem zamiecenia istotnych problemów Afryki pod dywan poprzez spektakularną reakcję na to, co widział ostatnio w telewizji: reportaż CNN o handlu niewolnikami w Libii. Roztoczył reżyserską wizję uwalniania 3800 osób z widzianego w odbiorniku obozu pod Trypolisem z pomocą szybkiej „akcji militarno-policyjnej” widząc już pewnie oczyma duszy swój przyszły telewizyjny triumf „męża stanu”, który załatwia „konkretne problemy”.

Państwa afrykańskie dały sobie narzucić główny temat szczytu – migrację do Europy, bo w sumie tylko to interesuje Europę, zamieszkałą przez plemię Telewidzów. Samozwańczy wódz tego plemienia Macron szybko musiał zacząć mówić cieńszym głosem, bo poza kamerami przypomniano mu, że to Francja, jako główny entuzjasta likwidacji państwa libijskiego, i NATO, gwałcąc rezolucje Rady Bezpieczeństwa, doprowadziły do kryzysu migracyjnego. Przedtem miliony Afrykanów jeździły do pracy do bogatej, socjalnej Libii, dziś zamienionej przez bogatych białych w nędzny targ niewolników i siedlisko Państwa Islamskiego (PI).

Uświadomiono Macronowi, że jego gówniarskie pomysły są może dobre dla jego plemienia, ale nie mają znaczenia dla zjawiska niewolnictwa w Libii, ani gdzie indziej. Po pierwsze, rząd libijski z Trypolisu nie zgadza się na żadną jawną zachodnią interwencję, bo jest pewien, że po niej może być tylko gorzej. Po drugie, na zachodnim kawałku Libii, nad którym ten rząd niby panuje, są co najmniej 42 takie obozy, jak ten, który Macron widział w telewizorze, i w tamtej części kraju jest od 400 do 700 tys. migrantów, a nie 3800.

Już nie mówmy o terra incognita, którą stanowi reszta Libii, z dwoma innymi rządami i przede wszystkim miriadą kryminalnych, politycznych i religijnych oddziałów zbrojnych z PI na czele, gdzie na ratunek czeka kolejny milion lub dwa afrykańskich migrantów, więzionych w oczekiwaniu na okup lub operację wycięcia cennych organów, przed skończeniem w dużym dole. To co, robimy wielką wojnę w celu ich uwolnienia? No i tutaj Macron zaczął drapać się w głowę i głupio się uśmiechać, jak to on. Wyjechał z Abidżanu i w Ghanie po cichutku powiedział, że „Francja na tym etapie nie przewiduje wysłania wojska lub policji do Libii”. Aj.

W jego kraju z kolei, organizacja Lekarze bez Granic próbowała uświadomić Macronowi, że zjawisko niewolnictwa w Libii istniało (niewiarygodne!), zanim to zobaczył w CNN. Że mówiły o tym od dawna liczne raporty największych organizacji międzynarodowych, o których nie mówi się w telewizji, że Unia Europejska była doskonale poinformowana. Ale właśnie wolała w tym roku zapłacić rządowi z Trypolisu i najróżniejszym bandom zbrojnym, by zatrzymały migrantów u siebie, i że Macron tę politykę popierał, niech więc nie struga wariata.

 

Exit mobile version