Jak dotąd wiadomo tylko tyle, że minister Anna Zalewska chce zreformować w oświacie wszystko – od likwidacji gimnazjów, przez program nauczania po warunki pracy, a także liczbę zatrudnionych nauczycieli.
– Szkoła powszechna będzie ośmioklasowa i nie będzie możliwości prowadzenia odrębnych szkół ograniczonych do klas I–IV lub V–VIII – stwierdziła minister Zalewska. Jednak, jak się okazuje, wcale nie będzie to musiało oznaczać, że wszystkie dzieci będą się uczyć w jednym budynku – jeśli np. dotychczasowe samodzielne gimnazjum połączy się formalnie z dotychczasową szkołą podstawową i kompleks ten będzie miał jednego Dyrektora, będzie uważany za jedną placówkę, przynajmniej w okresie przejściowym, który ma trwać trzy lata. O losach szkół decydować będą gminy. Zmiany mają zacząć wchodzić w życie już od roku szkolnego 2017/18.
Dotyczyć mają nie tylko likwidacji gimnazjów, ale także programu i zakresu przedmiotów. Zniknąć mają wprowadzone bloki programowe, takie jak przyroda czy historia i społeczeństwo; zastąpią je pełne kursy biologii, geografii, fizyki czy historii. Jak twierdzi Maciej Kopeć, wiceminister oświaty, nie spowoduje to większej liczby lekcji. – Nastąpi zmiana podstaw programowych. Nie jest planowane obciążenie uczniów dodatkowymi godzinami – stwierdził w rozmowie z „Dziennikiem Gazetą Prawną”.
Koszty przeprowadzenia reformy – tak jak jej szczegóły – nie są znane. MEN zapowiada też, że chce ograniczyć zwolnienia nauczycieli, jednak zdaniem ZNP 15 tys. pracowników oświaty straci pracę tylko przez opóźnienie obowiązku szkolnego, nie mówiąc o likwidacji gimnazjów. Związek zwraca tez uwagę na doskonałe wyniki polskich gimnazjalistów w testach PISA i fakt, że to właśnie te szkoły były największymi beneficjentami funduszy unijnych w ostatnich latach.